10 grudnia 2007

Cholera, ależ mi się czegoś dziś chce. I zjadłbym coś fajnego, i napiłbym się czegoś porządnego, i dorwałbym się do jakiejś spluwy (niekoniecznie po poprzednim, choć i tak bywało :P [-u kolegi byliśmy... -czuć.]), i zaimprezowałbym i wymusił na Błażeju żeby pójść zalać robala jak obiecywał, i coś jeszcze, i w sumie to licho wie co bym chciał. Wszystko najlepiej. I wkurzam się na jednego osobnika, choć wiem że wkurzać się na niego nie powinienem.
Klasyczne objawy niedopieszczenia.

30 listopada 2007

You smell that? Do you smell that? Coffee, son. Nothing else in the world smells like that. I love the smell of coffee in the morning.

Chciałoby się tak rzec. Tylko mój legendarnie wytrzymały żołądek nie wytrzymuje już tego kołowrotu i na widok kolejnej dawki kofeiny wywraca się do góry nogami.

Czwartek: Nauka na materiałówkę i odchamiacza do 4. Kawy ile wypiłem nie policzę.
Piątek: Rano kawa żeby się obudzić i dwie kolejne na uczelni żeby siedzieć prosto na wykładach. Zasnąłem kamiennym snem zaraz po zajęciu miejsca w PKSie.
Poniedziałek: w miarę spokojnie. Znaczy się, poszedłem spać przed pierwszą.
Wtorek: nauka na PEM1 - gdzieś do trzeciej, gdzieś ze 4 kawy.
Środa: rano kawa, wieczorem ZAP przy herbacie i całeczki na sucho. Potem przegiąłem z Rollcage'm (gdzieś do wpół do drugiej).
Czwartek: PEM2, burn + 2 kawy, teraz jest trzecia w nocy. Muszę jeszcze przejrzeć pasowania i tolerancje geometryczne.
Piątek: ?

We wtorek grafika. [sarkazm mode ON]Już się cieszę.[sarkazm mode OFF]

Ale najbardziej boję się tego że zaczynam lubić to wszystko. No, może poza matematyką.

20 listopada 2007

Wal człowieku łbem o mur, mów co chcesz, rób co możesz, a i tak nie cofniesz tego co nie powinno być powiedziane. Możesz żałować, możesz czuć się paskudnie, ale to i tak zostanie, jak gęsta mgła zawieszone w powietrzu. I już nie zobaczysz przez tą mgłę tego na czym ci naprawdę zależało, bo tej mgły już się nie rozproszy.

15 listopada 2007

Rzadko miewam sny. Dziś miałem piękny sen. Były w nim prawie wszystkie osoby, które przez ostatnie pół roku dla mnie coś znaczyły, przyjaciele. Było ciepłe (ale nie gorące) lato, wielka łąka na skraju lasu, czyste niebo i jakiś murek, na którym siedzieliśmy. Byłem szczęśliwy z tymi ludźmi, ufałem im, a oni ufali mi. Wiedziałem że mogę na nich liczyć. Gdy przyjaciółka ni z tego, ni z owego chciała się do mnie przytulić, jedno spojrzenie w niebieskie oczy powiedziało: "nie ma sprawy, i tak wiem co i do kogo czujesz". Nie było żadnych animozji między nikim w tej grupie, choć było nas trochę, i naprawdę się z tego cieszyłem.

A potem się obudziłem. Wracając do rzeczywistości, żałując że to był tylko sen. Że gwiazd w życiu jest tak niewiele, więc trzeba je uważnie zbierać i o nie dbać.
Collect some stars to shine for you
And start today 'cause there's only a few
A sign of times my friend


A potem się zdziwiłem. Że życie jest aż tak... dukajowskie. Może to rozwinę jak się uszczypnę. Nabiorę pewności że to nie kolejny sen. Chociaż ja to wiem, w snach łzy nie są tak gorące.

03 listopada 2007

Czytam sobie różne starocie. Koniec sierpnia: "Kiedyś się jeździło po okolicy, próbowało, oceniało... a teraz to nawet nie wiedzieliśmy kiedy nasza ulubiona wytwórnia oranżady wypuściła nowy produkt na rynek". Otóż to. Winiłem cały świat dookoła i jak leci za zryte wakacje, a zapomniałem że to był mój czas i moje możliwości, których nie wykorzystałem. "Trochę aktywności" - ot, prosta rada i taka trafna. Aż szkoda że się nie zastosowałem.

Kij. Było, minęło, bywało niefajnie, mogło być zupełnie pod chujem, ale nie było (thx, stary!), teraz jest git.

Co mam na myśli? Czerwiec do kitu, choć poprzecinany wyjściami z Mateuszem. Lepszy lipiec, sensowny sierpień. Głównie dzięki w/w i Aś.D. Wrzesień - perspektywa końca lata i fart? cud? los? ale dobry czy zły?
Chyba dobry. Wszystko się ułożyło. Samo. I "niczego więcej mi nie trzeba". No, prawie.

-----

Krótka rozmowa. Parę minut na gg z samego rana. I wielki motywacyjny kop na cały dzień - co najmniej. Tylko Ona to potrafi, choć pewnie sama nie wie jak :*

31 października 2007

Powroty

"Szerokiej drogi, ciasnych zakrętów i pijanego kierowcy" - tak się żegnaliśmy olewając wykład z metrologii.

Dziś znowu bez strachu napiję się kranówki :)

A najgorzej to ma Darek, nie wraca. Mieszka na Ursynowie :P

Będzie fajny łykend. 4 dni. To prawie jak wakacje :D

21 października 2007

Niechętnie pakowałem się do Stalowej Woli, ale jeden sms odmienił podejście do wyjazdu. Godzinę później pytali się mnie o ten dziwny uśmiech. I dobrze.

Te chwile - cudowne. I za krótkie. Ale dobrze że były, bo nie spodziewałem się ich. Dziękuję Ci.

Zadomowiłem się. Może jeszcze nie w Warszawie, ale w warszawskim mieszkaniu na pewno. Ciepłe, cieniste, przytulne. Nie to co w stw - oczy bolą, powietrze przesuszone. Jakoś nieswój czuję się od momentu gdy wszedłem o domu.

Cieszę się, że Ty też się już zadomowiłaś.

11 października 2007

Jak ja uwielbiam nocne posiedzenia nad książką. Dzisiaj - "Zasady zapisu konstrukcji". Druga biblia pierwszorocznego mechatronika.
Pożegnałem moją śliczną (:*) czterdzieści minut po północy i poszedłem zaparzyć sobie kawkę, Kraftwerk zapewnia odpowiednie tło dźwiękowe. Trochę ponad pół godzinki na poczytanie sobie w/w Paprockiego - i ołówek i ekierki w ruch! W dwie godzinki spłodziłem zaczątki ślicznego rysunku technicznego.

Uwielbiam tę porę. Ciemne okna, cicha Trasa Łazienkowska skąpana w surrealistycznym świetle sodówek, wieże kościoła Zbawiciela podświetlone halogenami, biurowce błyszczące świetlówkami, tramwaj przejedzie z rzadka Marszałkowską... I świadomość że wszyscy słodko śpią i tylko ja, książę nocy, siedzę o trzeciej i pracuję.

Ale wkrótce i na mnie przyjdzie pora, i pójdę spać na mojej części twardego łóżka, i znowu będę miał nadzieję na piękny sen, i znowu wstanę pół godziny za wcześnie, i będę się bezproduktywnie kręcił po domu. I znowu mnie wetnie na kilka godzin na uczelni (o cholera, i kolejne starcie w dziekanacie :/). Wrócę do domu i upichcę coś na obiad. Tylko dla siebie, niestety.

02 października 2007

... i się zaczęło

Inauguracja uczelniana. Nuda. Cytując Szekspira: słowa, słowa...
Inauguracja wydziałowa. Kupa śmiechu i jeszcze większa nuda. Wykład inauguracyjny, z którego mało wyniosłem, jako że tyczył się inżynierii biomedycznej. Potem kolejka po indeks. PRL wymięka normalnie.

Dziś o 8.15 wykład z matematyki. Przez pierwszą godzinę: powtórzę, będę umiał. Druga godzina: co ten gość opowiada? Trzecia godzina: przeprowadzam się na UŚ, będę polonistykę studiował. To jest strawniejsze.
A potem taką zmułę miałem że zapomniałem zajrzeć do księgarni po sąsiedzku żeby kupić skrypty. I dobrze, bo ponoć brakło, i byłem jedynym któremu udało się je zdobyć (w innej księgarni) :]

Cóż poza tym: twarde wyro, niewiarygodny tłok w metrze, strasznie drogie knajpy (a ja uważałem Ósemkę za drogi lokal), zaczerwienione od tel uszy i uporczywe myśli moim Skarbie. Tęsknota straszna rzecz. Nawet nasze codzienne rozmowy nie zastąpią mi Ciebie. Aż boję się odliczać dni do spotkania, bo wiem że wtedy na pewno nie wytrzymam. Pocieszam się wspomnieniem tego spojrzenia... Resztę powiem Ci na ucho :)

28 września 2007

Coś się kończy, coś zaczyna

No i się rozjeżdżamy. Katowice, Kraków, Lublin, Warszawa... Otwiera się nowy rozdział, kolejna rasa część tabuli się zapisuje... w dwojakim znaczeniu. Zaczynam się uczyć rzeczy takich jak "propedeutyka informatyki", a także Ciebie, moja droga, z innej perspektywy.

Wiedziałem że nie będzie dobrze mi rozstać się z tymi, z którymi żyłem w przyjaźni, a teraz będzie tym trudniej, że ironiczny los dał mi Ciebie na kilka dni przed końcem września. Ale patrzę w przyszłość jasnym spojrzeniem i z wiarą. Wystarczy chcieć. A ja chcę. I tak będę tęsknić za Tobą :*

12 września 2007

I know the pieces fit cuz I watched them tumble down
No fault, none to blame it doesn't mean I don't desire to
Point the finger, blame the other, watch the temple topple over.
To bring the pieces back together, rediscover communication
Tool - Schism
Wracałem do domu i się uśmiechnąłem nucąc ten kawałek. Wróciłem do domu i zacząłem śmiać. Nie wiem czemu, ale śmieszą mnie słowa, których kiedyś słuchałem w zadumie, kiwając głową. To znaczy wiem czemu, ale będę udawał głupa. No i siedzę przed klawiaturą, i mam pewnie taki głupi uśmiech jakiego specjalnie bym nie umiał zrobić. Hihi.


Tamto napisałem przed wyjściem do Asi. Zapisałem sobie kopię roboczą, umyłem włosy i wyszedłem, z zamiarem dopisania czegoś jeszcze. Wróciłem z zamiarem opublikowania tego co miałem. Ale wcześniej włączyłem gg. I muszę powiedzieć że z taką reklamą to ja się spotykam pierwszy raz. Prawie jak telemarketing normalnie :D
35xxxx 15:09:13
Studentka filologii polskiej napisze prezentacje maturalną z języka polskiego !!!!!! :) Serdecznie zapraszam i pozdrawiam :):):)
paradox 23:10:40
student mechatroniki napisał sam w dwie noce na 90%.

09 września 2007

Monza weekend

Bynajmniej nie krótkie zapoznanie z najszybszym, najpiękniejszym i jednym z najstarszych torów Formuły 1.

Przed weekendem wyścigu - testy. 0:27 - ta biała plama to Heidfeld. 0:42 - dobrze wiedzieć że B-spec również potrafi jeździć bokiem. 1:10 - a Raikkonen i tak rządzi! 1:57 - kurde, podczas wyścigów sędziowie bywają dalej od toru!

Zawiniły hamulce. Podobno. Iceman tuż przed dłubał przy balansie. Podobno.
Niestety, wszystkie filmy z tego zdarzenia zostały usunięte z Youtube. Przynajmniej nie znalazłem działającego.

Okrążenie toru z Kubicą. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie że jest znudzony najszybszym torem w kalendarzu.

Oczywiście liczymy na powtórkę chwil chwały z ubiegłego roku... Ta biała kometa po lewej to Kubica, na starcie genialnie wyprzedza wszystko co da się wyprzedzić, stawia zasłonę dymną na wejściu w szykanę i wyprzedza dalej! O tym że dał się wyprzedzić jednej renówce zapomnimy, i tak jej silnik poszedł :] Przy okazji pręgierz dla Polsatu, który zamist konferencji po wyścigu pokazuje Zientarskich.

Jeszcze raz ta szykana... Podgłaśniamy głośniki, odczuwamy każdym nerwem słuchowym te emocje i przeklinamy jakiegoś tifosi, który zasłonił nam wszystko co warto było zobaczyć ;)
Kończymy ze wspomnieniami, koncentrujemy się na teraźniejszości.

Czerwone światła gasną, ruszają! Massa wyprzedza Hamiltona, Hamilton ścina szykanę, Raikkonen wyprzedza Heidfelda, Kovalainen wyprzedza Kubicę, Kubica wyprzedza Kovalainena, Massa walczy z Hamiltonem.

Tak się kończy utrata przedniego skrzydła na Curva Grande. Wink dla Matea w prawym górnym rogu.

A tego nie skomentuję. Komentowałem nader treściwymi słowy na żywo.

The best overtaking move of the race.

The most suicidial move of the race.

06 września 2007

Autodromo Nationale di Monza


światło zastane
czas naświetlania: 10s
przesłona: 2.8
zdjęcie zrobiłem kiedyś nocą z mojego balkonu. W Irfanie wyprostowałem i przekadrowałem, kolory oryginalne.


Chciałbym mieć porządny aparat i tripoda, mam pomysł na fajne zdjęcia na bardzo długich naświetlaniach.

Jak pomyślę ze za dwa tygodnie rozstanę się z większością tych ludzi których lubię, przyjaciół po prostu, to aż mnie ściska.


Śmiechowa była ta giełda podręczników. Ale że Jolkę zrobili dyrektórką... Stary dobry Stashit umiera.


Monza. Monza! MONZA. Nareszcie :)

kiedyśobecnie
Gulczas, a jak myślisz?Mikołaj, a jak myślisz?

05 września 2007

Tuning kompa. Wymieniłem rozwaloną taśmę od twardego, za to przy czyszczeniu wyrwałem kabelek +5V z molexa i wyłamałem łopatkę wentylatora. Żeby nie było problemu z wibracjami niewyważonego wiatraka wyłamałem łopatkę z przeciwnej strony. Pod koniec operacji zeszlifowywania kurzu zauważyłem że wiatrak miał 7 łopatek, więc nie było "przeciwnej" tylko "trochę z boku". Taak, ja to jestem udany.

Bilans:
  • wymieniona taśma ATA
  • rozwalony molex
  • rozwalony wiatrak od zasilacza (obudowę z niego już dawno zdjąłem, bo mi winampa zagłuszała wibracjami, więc o chłodzenie się nie boję)
  • strzał 220 V w paluchy, bo nie uznałem za konieczne pracować na wyłączonym zasilaniu.


A już mieliśmy zacząć kręcić Pulp Friction. A już miało być fajnie. A tu zaczęło padać. Do dupy z tym. A wkrótce zmieniam lokację i tyle zostanie z planów. I coilgun nie zrobiony przez wakacje (no dobra, drugiego świra będę mieć w pokoju, a na giełdę elektroniczną kilka kroków, więc działko pewnie powstanie jako owoc nadmiernego spożycia or whateva), i Kroniki Diuny nie przeczytane, i ze starą przyjaciółką nie pogadałem sobie nawet porządnie przez wakacje (dopisać na listę dobrych powodów, dla których powinienem wpaść do Kraka), i masa jeszcze innych rzeczy, których nie zrobiłem przez wakacje.

28 sierpnia 2007


Uwaga pod nogi! :)

27 sierpnia 2007


To tak daleko... Pojechałbym, pochodziłbym, pooddychał powietrzem...


mam jeden cel, gdy przyjdzie dzień, wyzwolę gniew
to ja w tysiącu atomowych gwiazd
do końca zachowałem twarz
nad głową rozpoznacie znak
globalnej niepogody
globalnej niepogody

Nie powiem "boskie". Gdyby nie było, nie wścibiłbym tego tu.



Tęsknię... tym razem do świata oglądanego zza muszki i szczerbiny.


w czwartek w Stodole Coma + B.E.T.H., w piątek w Progresji Riverside - szalony weekend w połowie października ;)

23 sierpnia 2007

Miałem zamiar coś wymordować na temat tego com widział na polskich drogach i w okolicach (vide Scania - Krūlowa Szos. Tirowiec chyba nie mógł się zdecydować jak to sie pisze). Ale mam lepszy odjazd:

# Został Ci przydzielony następujący pokój:
Akademik: DS Żaczek
Pokój: 9A-B
Okres: Cały rok 2006/2007
   Przedpłatę w wysokości 150zł należy uiścić <blablabla> Został Ci przydzielony następujący pokój:
Akademik: DS Żaczek
Pokój: 9A-B
Okres: Cały rok 2007/2008
   Przedpłatę w wysokości 150zł <blablabla>


Ja też nic z tego nie rozumiem. Cieszę się, że nie mieszkam w akademiku :D

10 sierpnia 2007

Tyle Ci chciałem wczoraj powiedzieć, podziękować, przeprosić może... Siły starczyło mi tylko żeby uścisnąć. Wyjeżdżasz. Life is life. Byłem na to przygotowany, ale mimo wszystko... Szkoda. Przyjacielu, Towarzyszu. Holendrze. (pamiętasz? pamiętasz.) Jeszcze się zobaczymy. Na pewno.


Ja też wyjeżdżam, ale wracam za niecałe dwa tygodnie. Zostawiam za sobą nielichy problem. Ile bym kiedyś dawał za taki problem! Ale stojąc z nim twarzą w twarz, zaczynam mieć wątpliwości. A może to nie problem? Fuck it. Mam czas na zastanawianie się. A jak mi nie będzie szło to telefon i kumpli, ktoś coś może poradzi.

05 sierpnia 2007

Vejii, wszystkiego najlepszego!

Dziewczę ze słodkim uśmiechem pytające "paradox, napijesz się jeszcze?" To mi się podoba! Są jeszcze ludzie, którzy pamiętają jak się nazywam ;P Chociaż muszę przyznać że Żmijkowe czy Niemenowe zdrobnienia też były niczego sobie.

Tekst wieczoru: "Vejiiego bardziej od głowy będzie bolała dupa".

Zakład barowy: bez popijania zjeść 10 paluszków w minutę. Trudne zadanie. Ale w Krakowie musi cieniasy studiują, skoro Kreska przez 3 lata nie zobaczył udanego ataku na ten zakład, a wczoraj dwa razy się udało.

31 lipca 2007

Prog rock über alles

I’ve been watching you
Not waiting for the right moment to make the first move
Do you want to know
Why I keep avoiding your eyes
And why I’m running away?
It’s crazy, I know

I’ve been conceiving you for too long

Or maybe I’m destined to be alone?
Or maybe there’s someone who will understand
That I’m not able to share my world?
I’m still running away
It’s crazy, I know

I’ve been conceiving you for too long
If only I could change all things around

Still conceiving you all along...

I’ve been conceiving you for too long
If only I could change all things around
I’ve been conceiving you for too long
I’ve grown used to that

Still conceiving you all along...

Riverside - Conceiving you

Myślałem czy nie wkleić tu tekstu Second Life Syndrome. Ale byłby za długi - dwie wokalne części trwają jakieś 10 minut (a część instrumentalna, a intro i coda - łącznie piętnastominutowa suita - im dłuższe tym lepsze). Zastanawiałem się też nad The Same River - ale tekst jest krótki, nie pasujący do niczego (jeśli nie liczyć... czegoś. Mniejsza z tym. Było, minęło).

Tia, wygląda na to że nauczyłem się słuchać Riverside. I czekam, czekam do września, gdy młodzież będzie do szkół pomykać, ja będę, daj Boziu, słuchać ostatniej części trylogii Reality Dream (nie mylić z trzema - jak do tej pory - piosenkami o tym tytule). A może w stolycy jakiś koncert z tej okazji dadzą? Jeśli nie, pocieszam się listopadowym Comcertem. Tu objawia się przewaga warszawy nad Krakowem - my mamy Stodołę, Proximę i Progresję. Jeszce nie jako my, ale jest też BMW Sauber blablabla Pit Lane Park, na który - wszystko wskazuje - będę się sam tłukł pociągiem kilka godzin. Znad morza. Sam nie wiem czemu to jest takie zabawne.

Dopisane 10 min. później: teoria przedstawiona kilka notek temu sypie się w proch. Pogoda dziś była pod psem, a mimo to piwo w sklepie znowu podrożało. Jak szaleć, to szaleć - zabuliłem dwa razy więcej i kupiłem butelkę portera. Sącząc piwo ciemniejsze od mojej kawy, zastanawiałem się w jakich to kadziach je warzą, że momentami ma taki metaliczny posmak. Chyba nie jestem koneserem ;(

25 lipca 2007

Mahdi, jesteś taki inspirujący...

18 lipca 2007

Mchtr

W trakcie studiów w szkole wyższej wyżej wymieniony będzie narażony na działanie następujących czynników szkodliwych, uciążliwych lub niebezpiecznych dla zdrowia:
- niekorzystne czynniki psychospołeczne (zagrożenie wynikające ze stałego, dużego dopływu informacji i gotowości do odpowiedzi).
Bez komentarza. Prawie 3 lata na Stachu to nic nie znaczą?


A to jest zdjęcie. Dziś zrobione.

17 lipca 2007

Temperatura 308K. A bit hot? Sure. Cons? Są. Na basen nie bardzo można pójść. Uświerknąć idzie. Pros? Jak poszukać też się znajdą. Jedna puszeczka w domowym chłodzie (300K jak obszył będzie :D) działa prawie jak trzy w knajpie w zimie. Ekonomicznie jest, znaczy się :)

A ogórki tymczasem na działce rosną... rosną... rosną... Niektóre już są jak apertura mojego teleskopu... Jadę na działkę pozbierać ogórki.

Czemu apertura? Bo średnica soczewki nie powala (50mm), a nie napiszę że są jak ogniskowa (600mm), bo to byłaby opowieść z serii "taka ryba" :D

Ja dziękuję jechać w taką pogodę samochodem. A jeszcze kierować? Przewalone.
Jutro jadę do Wawy. Tak, ja siedzę za kółkiem :]

12 lipca 2007

Vox populi, vox Dei.

Ze mną jak z dzieckiem - chcecie to macie. Miało być wcześniej, ale poniedziałkowa burza nie tylko mnie przemoczyła, ale także rozwaliła mi na parę dni sieć. Tym sposobem zdany byłem na dial-upa w cenie 30gr/3min z prędkością 54kbps. Oczywiście za taką kasę i przy tym komforcie pracy przestałem napychać Telekompromitacji Polskiej kabzę po kilku minutach. Swoją drogą miło było przypomnieć sobie stare czasy (kiedy to ja łączyłem sie modemem? Ze 6 lat temu?). Zanim otrzyma się łącze szerokopasmowe każdy powinien przechodzić obowiązkowe testy psychologiczne, test wiedzy i umiejętności korzystania z internetu i dwumiesięczny okres próbny na takim dial-upie. Ale to było tak BTW.

No ale internet przez ostatnie dni na szczęście nie był mi tak potrzebny. Co prawda informacje o tym co się dzieje w świecie musiałem czerpać z dzienników telewizyjnych (pewna inkonweniencja, jako że to nie ja dokonuję wyboru co mnie interesuje, lecz jakiś miły pan w Warszawie), ale to dało się przeżyć. Z plusów należy przytoczyć to że mniej rzeczy rozpraszało mnie w pracach nad scenariuszami filmu. A tych urósł już nielichy stosik, pomysłów starczyło by na pełen metraż, może nawet i dwa.

Tymczasem postęp prac: z grubsza ostateczna wersja fabuły i ~50% scenariusza. Zużyte materiały: 5 piw, butelka wódki. Jutro kończę scenariusz i powiadamiamy aktorów że grają ;]

Na zakończenie dobra (dla mnie) wiadomość: w sklepie "po sąsiedzku" znowu jest promocja ;] Trzeba zrobić zapas w szufladzie, póki tanio. Chociaż po co, teraz gorąco nie jest, chłodzić się nie trzeba. Już wiem! Jak jest chłodniej, obniżają ceny piwa w sklepie, żeby ludzie kupowali. Jak jest gorąco, to podnoszą, bo i tak będą kupować. Ha! rozgryzłem system!
A może jest odwrotnie? Tzn. nie cena piwa zależy od pogody, ale pogoda zależy od ceny piwa?
To byłby interesujący fenomen. I potwierdzałby moją teorię, obalając przy tym teorię BB. Twierdzi on, że piwo nie jest napojem boskim, lecz ludzkim. Bzdura, wiem ;]

26 czerwca 2007

Nikt tego nie czyta, pisać mi się coraz częściej nie chce, pierdolę to. Nie kontynuuję tego chorego czegoś, zwanego blogiem. Bo i po co? Może kiedyś coś napiszę, jak będzie po coś i dla kogoś. Krótko jak nigdy i treściwie jak rzadko. Pa.

22 czerwca 2007

Mógłbym sporo napisać, ale mi się nie chce. Byłem tu i ówdzie, zrobiłem kilkadziesiąt kilometrów, parę razy się nie wyspałem, i teraz straszliwego słownictwa używam nad czołówką do naszego filmu. Wpadł Baranek, wygonił mnie zza Painta i sam zaczął rysować gwiazdkę. On nie jest programistą i nie klnie tak jak mu coś nie wychodzi. No i dobrze, teraz to co mam, efekt dobrze ponad godziny klikania piksel po pikselu ;-), trzeba zanimować w jakiś ładny sposób i mieć nadzieję że szybko się będzie renderować. Tytuł filmu? SF: Sweet Escape. Można obejrzeć trailer.

18 czerwca 2007

United States Grand Prix

Zastanawiam się od czego zacząć, mojego podłego nastroju w dniach ostatnich czy od jajec które ujrzałem na torze w Indianapolis. O podłych moich nastrojach dosyć już pisałem, skupię się więc na GP USA.

Me wnioski?

• BMW:
  1. ma zbyt szybkie samochody by inżynierowie i mechanicy byli w stanie je 100% przygotować
  2. szybkość zawdzięcza znacznemu obcięciu niezawodności. Co prawda w skrzyni biegów, jak się okazało, zawodził element dostarczany przez zewnętrzną firmę, wrażenie że BMW jeździ szybciej niż może narzuca się nieodparcie

• Prawo w USA jest absurdalne. Na tyle, by lekarz bał się że w razie wypadku to on zostanie pociągnięty do odpowiedzialności (przez kogo? poszkodowanych? jakich pozkodownych? Proszę, nie rozśmieszajcie mnie)

• Vettel - wielka niespodzianka. Z jednej strony okazuje się że go przeceniłem dając mu dwa punkty, z drugiej okazał sie być lepszy od lidera teamu ;) Ale com się oklął tom się oklął. Tragiczny start w jego wykonaniu i niezrozumiały błąd już na pierwszym zakręcie (odniosłem wrażenie że lekko zblokował koła, ale czy tak naprawdę było? powtórki tego nie potwierdzają)

• Jeśli chce sę pośmiać z tego co się dzieje na torze rzeba oglądać kierowców Super Aguri (BTW wiecie jak nazywa się właściciel tej stajni? Hę? Suzuki. A team nazywa się tak jak się nazywa żeby nie robić (anty?)reklamy koncernowi samochodowemu ^_^). Jak bober nie wkręci sie w przednie skrzydło, jak mechanicy nie zapomną wyjść z boksu by obsłużyć kierowcę, to Sato zakopie się w żwirze, a w kolejnym wyścigu wystartuje 10 pozycji niżej (bo stewardzi nie zdążyli mu dowalić kary za wyprzedzanie na żółtej fladze xD)

• Spyker robi postępy. (BTW chyba wszyscy wiemy że mają dokładnie te same silniki co Scuderia Ferrari?) Dlaczego?
  1. Obaj kierowcy wzięli do serca opieprz od szefa i dojechali do mety
  2. Sędziowie chyba z przyzwyczajenia pokazali niebieską flagę Sutilowi kiedy walczył o 12. pozycję

• Niebieska flaga na prostej startowej to mistrzostwo świata w wykonaniu sędziego który upuścił flagę wprost na asfalt (!) i wkręciła się jednemu z kierowców Toyoty w aerodynamikę (!!)

• Szkoda:
  1. Rosberga który z ryzykownej taktyki zdołał wyciągnąć 6. pozycję i odpadł z wyścigu, pokazując że można wysiąść z płonącego bolidu w 5 sekund jeśli tylko nie zaplącze się w pasy bezpieczeństwa
  2. Räikkönena, który był moim faworytem do mistrzowskiego tytułu, a któremu udało się jak dotąd wygrać tylko jeden wyścig i absolutnie nic nie wróży poprawy


A mówią że F1 jest nudne.

Simon miał szczęście że udało mi się wrócić do domu akurat na tem fragment wyścigu którego nie obejrzałem, bo był mnie wyciągnął z domu, nie szanując uświęconego przez bogów szybkości weekendu Formuły 1 (ciekaw jestem czy jest jeszcze ktoś kto by mi zwrócił uwagę na zas zaprzeszły, którego MUSIAŁEM użyć w tym zdaniu, by było zrozumiałe. Z tym że słowo "jeszcze" zawierać ma całe dostępne mi spektrum goryczy którą tragizm sytuacji wytworzył).

Poza tym kibicowałem Barcelonie, czym wkurzyłbym kilka osób, gdyby się o tym dowiedziały. Conajmniej 3 osoby, AFAIK.

Już, już miałem wcisnąć PUBLISH, gdy przypomniało mi sie że muszę oddać hołd bratu. Nie wiem czy podpowiedział mu to instynkt czy doświadczenie (bardziej prwdpd że to drugie), ale gdy wróciłem do domu czekało na mnie na stole pół litra zimniutkiej, smakowitej jak rzadko, antykacowej cieczy.
Tak, wiem co parę dni temu mówiłem. Pamiętam esesmana, którym parę dni temu mnie obudziłaś, Żmijko. Ale ja nie jestem jeszcze studentem. A piwo w ilościach terapeutycznych jest wykluczone z tej konkurencji :D

15 czerwca 2007

Karty pod stół, panowie!

Długo szukałem. Nie znalazłem. A potem przypomniałem sobie że właściwie kiedyś coś znalazłem. W "Interversum" Dukaja. Tylko ciut nie o to mi chodziło.

Kiedyś coś już pisałem o życiu jako grze. Kiedyś coś przyrównywałem do pokera. Parę dni temu trzymałem kartę w ręce. Nie wiem czy była to zwykła blotka czy atut. Ale obchodzi mnie to niewiele. Ja już nie gram.
Wykres który kiedyś pieczołowicie rysowałem w Excelu też już zarzuciłem. Powrót do korzeni? Nie mam nic przeciwko, żeby tylko te korzenie nie sięnęły zbyt głęboko.

Ale wszystko wskazuje na to że decyzję podjąłem ze wszech miar słuszną, choćby ze względu na moje zdrowie psychiczne. Co wskazuje? Choćby to że gdybym za każdy dzień z tego miesiąca, w którym widziałem się z więcej niż 1 osobą, dostawał metr kabla to dzisiaj ten słoik urwałby mi głowę przy samej ziemi.

Właśnie, słoik z pochem błyskowym. Obok słoika rura do której Mahdi chce dobudować porządny mechanizm spustowy, w kolejce czeka działo magetyczne i cholera wie co jeszcze. Coś tu się popieprzyło, że częściej widuję wybuchy, lutownicę i schematy elektryczne niż człowieka. A może mam do tego wszystkiego z grutu złe podejście? Chociaż muszę przyznać że udało mi się dokonać jednego: przestraszyć się trzeszczącego od komórki głośnika. Jak zazwyczaj na ten dźwięk mam cichą i irracjonalną nadzieję że "ktoś może coś ode mnie chcieć", to tym razem się nieźle zestrachałem że "ktoś coś może ode mnie chcieć". Ale to było w niedzielę, ona była bardziej powalona niż środa trzynastego...

Rozpisałem się, ale jak piszę raz na tyle to chyba mam prawo ;)A tego i tak nikt nie czyta, więc mogę pisać co chcę i ile chcę.

Tak na koniec chciałbym wyazić swoją nadzieję że najdalej w sobotę przed południem ichszego czasu niejski Sebastian urwie koło. Albo nie, nie można za dużo od życia wymagać, wystarczy że przednie skrzydło pójdzie. Szkoda że numery z bobrem nie powtarzają się częściej :D A punktów zdobędzie nie więcej niż 2. Szczera i nie tak irracjonalna jak dwa akapity wyżej nadzieja przeze mnie przemawia.

09 czerwca 2007

Bądź jak wierzba

Why can't we not be sober?
I just want to start this over.
Why can't we drink forever.
I just want to start things over.
Tool - Sober
Tool. Narzędzie. Wielkie, mocne. Wpadłem na tą kapelę na nowo dzięki shufflowi w muzgrajku.

Co na liście na gg, jakie nowe myśli ludzie wynaleźli? Ależ susza, nikomu nic się nie chce, dwa z sensem, nie do końca dla mnie jasnym. Mi też się nie chce. "Upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem". Cóż Ty chciałaś powiedzieć? Za późno jest by mój mózg działał w trybie "analiza czegoś innego niż Tool". Ciekawe czy zawsze jak analizuje się słowa porządnej muzyki znajduje się odniesienia do samego siebie?


I know the pieces fit cuz I watched them tumble down
No fault, none to blame it doesn't mean I don't desire to
Point the finger, blame the other, watch the temple topple over.
To bring the pieces back together, rediscover communication
The poetry that comes from the squaring off between,
And the circling is worth it.
Finding beauty in the dissonance.
Wiem, że te kawałki do siebie pasują, bo widziałem, jak się staczały
Bez winy, brak winnego nie oznacza, że nie pragnę
Wskazać palcem, obwinić drugiego, patrzeć, jak świątynia się rozpada
By znów zebrać kawałki w całość, odkryć ponownie komunikację
Poezja zawarta we wzajemnych przeciwieństwach.
Okrążanie jest tego warte.
Odnadnajdywania piękna w dysonansie


5 minut drzemnki z głową odchyloną na oparcie krzesła. Jak z astarych dobrych czasów.

Wczoraj o tej porze już byłem z powrotem w domu, bez pewnego wydawałoby się zawrotu w głowie. Co ciekawego widziałem? Teletubisie to propaganda gejowska? Wolne żarty! Przecież to są narkomani, a geje to ewentualnie później.

Hmmm, jutrzejszych kwalifikacji nie obejrzę. Cóż, świadomy wybór. Wybór podporządkowany postanowieniu, które będę starał sie realizować. A może to kolejny ślepy zaułek? Dużo dróg, dużo możliwości, żadna nie jest jasna, żadna nie stanowi oczywistego wyboru.
Z tej okazji garść cytatów na drogę:
Gdyby życzenia były jak ryby, wszyscy stawialiby sieci.

Każda przebyta do końca droga prowadzi dokładnie donikąd. Wdrap się na górę tylko tyle, by sprawdzić, że jest górą. Nie zobaczysz góry z jej szczytu.

Umysł rozkazuje ciału i ono jest posłuszne. Umysł rozkazuje sobie samemu i natrafia na opór.

Szukaj swobody, a staniesz się niewolnikiem swoich pragnień. Szukaj dyscypliny, a znajdziesz wolność.

Wierzba poddaje się wiatrom i wiedzie jej się dobrze, aż pewnego dnia zmienia się w ścianę wierzb odporną na wiatry. To jest przeznaczenie wierzby.

Ciut sporo ich. To nic, macie dużo czasu na strawienie, następna notka nieprędko.

08 czerwca 2007

paradox DIY #2 - jak odpalić mieszaninę pirotechniczną z bezpiecznej odległości?

...oczywiście należy użyć lontu/stopiny albo zapalnika na kablu. Zapalnik ma tą zaletę że działa natychmiast i w dokładnie w pożądanym momencie, a kabla można używać wiele razy, wymieniając jedynie "element roboczy", którego konstrukcja jest niekomplikowana, a koszt dużo niższy od lontu.

Co będzie potrzebne do zapalnika?
  • żaróweczka 2,5V lub 3,3V (z większymi nie próbowałem)
  • kilka centymetrów drutu
  • zapałki
  • coś bardzo łatwopalnego w kształcie cienkiego płatu - np. jedna warstwa chusteczki
  • taśma izolacyjna, od biedy może być zwykła klejąca

Co bedzie potrzebne do odpalenia zapalnika?
  • kilka metrów dwużyłowego kabla
  • płaska bateria

Narzędzia:
  • sprzęt do lutowania
  • młoteczek lub kombinerki
  • mały nożyk
  • przyda się pinceta, czy jak się nazywają te szczypczyki :)

Produkcja zapalnika:
Lutujemy kilka cm drucika do żaróweczki - jeden kawałek do gwintu, drugi do styku na jego czubku. Delikatnie rozbijamy bańkę żaróweczki młotkiem lub ściskamy kombinerkami. Trzeba przy tym uważać, bo szkło potrafi polecieć na 2 metry w bok i ma ostre krawędzie. Ewentualne wystające z żaróweczki ostre fragmenty szkła usuwamy. Dobrze jest delikatnie dogiąć podtrzymujące żarnik druciki tak, by żarnik był niżej. Z boku przygotowujemy sobie coś co fachowcy nazywają ładunkiem pośrednim: nożykiem ściągamy i kruszymy siarkę z łebków zapałek. Wsypujemy ją delikatnie do wnętrza żaróweczki. Uwaga: żarnik MUSI mieć kontakt z siarką! Zabezpieczamy od góry chusteczką cały zapalnik przed wysypywaniem się siarki. Oklejamy zabezpieczającą chusteczkę Z BOKU taśmą, można też przy okazji zatroszczyć się żeby przylutowane wcześniej druciki nie miały możliwości przypadkowego zwarcia. UWAGA! Od góry zapalnik nie może mieć żadnej przeszkody w postaci niepalnych/trudnopalnych materiałów. Zdjęcie gotowego zapalnika w poprzednim poście.

Stosowanie:
Przygotowujemy kabel, ściągając z obu stron kilka centymetrów zewnętrzen osłony i izolacji poszczególnych żył. Do drucików sterczących z zapalnika doczepiamy obie żyły kabla, upewniając się że nie zrobiliśmy zwarcia. Zapalnik wkładamy w odpalaną mieszankę, oddalamy się od miejsca prób, zaberając ze sobą drugi koniec kabla. Upewniamy się że odległość odpowiednia jest do mocy ładunku. Upewniamy się jeszcze raz. Sprawdzamy czy nikt nie ma ochoty podejść za blisko. Zamykamy obwód, przykładając obie żyły drugiego końca kabla do styków baterii. Voila! W dostępie do atmosferycznego tlenu żarnik żarówki natychmiast się przepala. Od żarnika zapala się wrażliwa ne temperaturę zapałczana siarka. Podczas zapłonu daje ona duży płomień o bardzo wysokiej temaperaturze, który jest w stanie podpalić prawie wszystkie amatorskie mieszanki pirotechniczne. Na pewno saletrę azotową z sacharozą w stosunku 1:1 objętościowo, bo na razie tylko na niej był próbowany :)

UWAGA! Odradza się robienie takich rzeczy w domu. W ogóle odradza się robienie takich rzeczy jeśli się nie wie co się robi, a i wtedy robi się to na własną odpowiedzialność. A jeśli ktoś miałby mieć głupie pomysły (jak 2kg prochu na 5 m kablu) to niech od razu zapomni o tym że coś takiego tu przeczytał. :) Ta konstrukcja zapalnika została zainspirowana jakimś artykułem w internecie, pomysł z zapałkami jest mój, choć nie gwarantuję że tylko ja na niego wpadłem.

02 czerwca 2007

pracowity week

zeby go rozerwalo tak w minimalnym stopniu... wiesz...
nie napiszę o kim to :)
Policzmy cóż to robiłem od środy...
Środa: wbili BB, Mahdi i kamera. Zapodali 50 gram azotanu potasu i pozdrowienie. Unfortunately, było ciut zbyt późno żebym bezstresowo zrobił z tym sprzętem co miałem zrobić. A spróbujcie to co nakręciliście wmontować w jakieś "making of" to wam nogi z dupy powyrywam! ;)

Czwartek: olałem wszytko i wszystkich. Dokumentnie. To znaczy chciałem, bo mi nie wyszło :( Najpierw obejrzelim na trzy tury u Baranka najnowszych Włatcuff, potem pojechałem na działkę truskawki obrobić. Chętne na nie są, ale czekają aż się im rok szkolny skończy :) O, i powiniemem sobie dopisać kolejne życie na stronę strat - pod elektrownią naprawdę niewiele brakowało. Ale nie przewijał mi się żaden film, tylko miałem sekundę hiperświadomości jak po dawce melanżu i precyzji z którą mógłbym przejechać po całej długości nieco grubszego sznurka. Sam nie wiem jakim cudem wpasowałem się w tą szczelinę między samochodami. A jedyną myślą która mi wtedy przez głowę przeleciała była: "ale przecież to ja mam pierwszeństwo!" Ufff. A ludzie się dziwią że Al+KMnO4 nie podnosi mi adrenaliny.

Piątek: Koło siódmej obudził mnie jakiś piekielny hałas. Nie, obudził to za dużo powiedziane: wywabił z wyrka. Wstałem, z zamkniętymi oczami rozejrzałem się co się dzieje za oknem i wróciłem spać. Żaluzji nie odsłaniałem :D
Gdt słońce było ciut wyżej nad horyzontem wziąłem się za robotę, szlag mnie trafił przy zapalniku v1.1, ale zmajstrowałem zapalnik v1.2 - zdjęcie obok, sposób produkcji już wkrótce, w DIY#2. Koło 13. krzyknąłem do braciaka "zaraz wracam", wziąłem całą pirotechnikę w plecak i pojechałem błonia wysadzić w powietrze. Znalazłem fajne miejsce i już miałem rozkładać się z kramem, jak zadzwonił taki jeden ;) żeby nie zaczynać bez niego, gdzie jestem, żebym poczekał, żebym go poszukał etc. Chwilę później mieszaliśmy utleniacz z reduktorem w słoiczku, skręcałem przewody (w połowie zdenerwowałem się na oporny drucik (nie mylić z drucikiem oporowym) i dałem Barankowi żeby drugą żyłę dokręcił), porządkowałem burdel żeby w razie ewakuacji szybko się spakować :D. No i nadejszła wiekopomna chwila: Baranek z aparatem w łapie dokumentuje odpalanie, ja przykładam do styków baterii jedną żyłę... drugą... cisza... żadnego dymu... co jest kuffa?! toż to się powinno gotować a to cisza i spokój! komicznie to wygląda na filmie :DD. Potem poszedłem do ładunku, wydobyłem zapalnik z sypkiej mieszanki i skląłem Baranka, bo zwarcie zrobił przykręcając drugą żyłę kabla do zapalnika :) Poprawilem elektrykę, wziąłem baterię... no! wszystko jak przewidziałem. A tu krzyk po prawicy: "czemuś odpalił bez uprzedzenia??!!!". Zebraliśmy manatki i pojechaliśmy odstawić 5 litrów oleju na przystanek. Potem do BB. Wypróbowaliśmy FB, olewając proporcje, sproszkowanie utleniacza i dokładne wymieszanie składników. Rąbnęło zdrowo, bardziej widowiskowo niż głośno, nada się na granata :) Myślałem że wrócę do domu na spóźniony obiad, ale gdzie tam! "Wpadnę do M., muszę pogadać, 3 minuty na osobności i reszta jest cała twoja". Mało się nie przeturlałem przez ramę roweru. Z trzech minutek zrobiło się jakby więcej, potem się wybraliśmy do Niska. O wycieczce na nasyp w kilku turach nawet mi się pisać nie chce :P. Podsumowanie: o 13.00 powiedziałem bratu że zaraz wracam. O 22. przez telefon poinformowałem mamę że już wracam. Nie ma jak precyzyjny gryplan. Ale twardy człowiek ze mnie, nie bez satysfakcji skończyłem jeszcze tej samej nocy "Cyberiadę" Lema.

Sobota: szatańsko wczesna pobudka, położona na nią olewka i samodzielne wstanie z łóżka o kulturalnej porze. Od rana zabrałem się za "Ubik", zajebioza. Po południu skończyłem. Świetny mindfucker. Poza tym, od samego rana zdaje mi się że jutro poniedziałek. :/ Nie ma wała. Jutro odpoczywam. A od poniedziałku znowu rzucam się w wir prac przy super-hiper-produkcji.

29 maja 2007

Dziś porozmawiamy o filozofii

I nieważne że świat
na którym przyszło Ci żyć
lepszym wydawał się być
nieważne
Że każdy ma tutaj swoje zdanie
Ty masz swoje słowo - rozczarowanie
Rower. Taty, of course. Kontrola wzrostu truskawek na działce (pomału można zaczynać zrywać), a następnie ponad 52 kph na skarpie i wyhamowanie w zbyt ciasnym jak na tę prędkość zakręcie. Cóż, ograniczenie prędkości po coś tam stoi. Ciekawe do ilu, nawet się nie patrzyłem na znak. Za to empirycznie przekonałem się na czym polega podsterowność. Cudem jakimś tor bardzo kolizyjny zacieśniłem w tor na tyle mało kolizyjny by nie zlecieć z roweru przy uderzeniu, bo przytarciem bym tego nie nazwał, w element ograniczający - krawężnik. Cholera, F1 jest bezpieczniejsza niż rower, tam są pasy czegoś na czym można wyhamować przed przywaleniem w ścianę - z opon, nie z betonu. Hardkorowe doświadczenie? Gdzie tam. Nie napisałem jeszcze że przy gwałtownych przyspieszeniach rower jest tak nadsterowny że aż piszczy. A czasami robi coś więcej. W sierpniu zrobił monstrualną dziurę w kolanie, na której mogłem poćwiczyć sobie opatrunek żółwiowy zbieżny. Tym razem klucza potrzebnego do poprawienia wszystkich obrażeń roweru szukałem dłużej, ale za to skóra okazała się być wytrzymalsza. Nietzsche się kłania. Mimo wszystko zdecydowanie zbyt często w ostatnich dniach zaglądam śmierci w oczy, czy to ścigając się z Jelczem, czy anihilując w kłębie czarnego dymu aluminiowe puszki, czy próbując bić rekordy życiowe i trenując do prób. Jak coś mnie zabije to Nietzsche się już więcej nie będzie kłaniał. Przynajmniej nie mi. Aha, miałem popracować nad skuteczniejszym zapalnikiem. Takim który oprócz siebie zapalałby coś jeszcze.

Niektórzy własny humor wyobrażają sobie jako sinusoidę. Innym sinusoida przeszła w tengensoidę. Gratuluję i zazdroszczę. A ja, wlokąc rower z zakleszczonym tylnym kołem (Baranek, to dopiero wyrabia tricepsa!), z zaskoczeniem skontatowałem że w moim wypadku to raczej szereg hiperbol. W zadowalającym tempie zbliżałem się do asymptoty z dodatnią drugą pochodną (bogowie, zmysły mi odebrało? trochę przesadziłem z metaforami), lecz zostalem przerzucony na drugą stronę asymptoty. Plusy sytuacji? Pochodna mojej hiperboli jest zawsze dodatnia. Minusy? Sama hiperbola nie zawsze. Pomijam to że sytuacja to jakiś czarną krechą namazany minus. Ale nie wiń się za to; nic nowego nie zostało powiedziane, nic mnie nie zdziwiło. Poza jednym. "Za często"? Według mnie to mało śmieszny żart. Abstrahuję już od tego że pojęcia nie mam dlaczego przyszło Ci do głowy przypominać mi o wszystkim. Ale, jako rzekłem, nie wiń się. Nietzsche tu też mi się nieraz kłaniał, i pewnie nieraz ukłoni. Wot, parszywe takie szczęście.

Następnym razem muszę opróżnić kieszenie, a za to dociążyć przód roweru. Nie będzie taki podsterowny, a ciut łatwiej będzie łykał szybkie zakręty. Poza tym aerodynamika... Jeszcze jedno spojrzenia pani obserwującej idiotę ostro pedałującego w dół równi pochyłej - bezcenne. Nietzsche.

27 maja 2007

Weekend

I heard you in the saddest tune
full of silent tears
among many other tunes
I felt you like pure silk
on my pillow which
gives me the best of dreams
Goya - All my senses
Udany weekend? Jak na razie nieźle. Południe minęło pod znakiem F1, wieczór - gry w kulki ;) z dwoma panami z Hutnika: V. i K. Może to wpływ magicznego napoju, ale odniosłem wrażenie że razem ze skokową poprawą mojej techniki poszła w diabły technika K. Cóż chłopaki, nie musieliście mi przypominać jak to się robi ;P
To są jednak kulturalne chłopy, rozeszliśmy się już o wpół do jedenastej (co nie znaczy że nie lubię spotkań trwających do dwunastej, albo i o drugiej ;) ). W drodze back kogom nie spotkał! Znajomy od dziewiętnastu lat (razem ze swoją panną), znajomy od jakichś może dziewięciu lat (z panną jakowąś), na skrzyżowaniu odetchnąłem z ulgą stwierdzając że nikogo z kolejnej pary nie znam, zaś kilkaset metrów dalej spotkałem kolejnego znajomego (zgadnijcie z kim). I on podzielił się ze mną plotkami z podwórka. Szok, chyba jednak tym razem te stare, jak on to powiedział? szpule? zdrowo przesadziły.

23 godziny temu włączyłem telewizor, gdyż/bowiem/albowiem na Bolsacie leciał film, na którego obejrzenie już od pewnego czasu byłem się szykowałem. "Avalon", w reżyserii Mamoru Oshii (nie jestem pewien jak sie to wymawia), w roli głównej - i prawie że jedynej - Gosia Foremniak. Bogowie, ależ muzykę do filmu zrobili... Wgniotła mnie w stołek. Sam film? też OK. Tej zarwanej nocy nie żałuję. (Ale trzeba przyznać, że mało które zarwanej nocy żałuję.) Aż się dziwię tak skrajnie niekorzystnym recenzjom. Eto kawał dobrego cyberpunka jest!

Gryplan na jutro?
Jakoś dociągnąć do czternastej. Potem dwie godziny ot, tak wyjęte z życiorysu, trochę komentarzy własnych i Borowczyka, czy kto tam komentować będzie, a dalej to już kwestia dożycia do poniedziałku. Natomiast przyszły tydzień mam zamiar mieć ze wszech miar pracowity. Chyba że znowu leń zeżre wszystko w zarodku ;P Ale jeśli jakimś cudem nie to pokombinuję np. z niskokalibrową artylerią :> Oczywiście, jeśli zdobędę odpowiednią elektronikę. A jak nie - to się zobaczy. Opcji samotnych wakacji mam więcej niż czasu do zagospodarowania. A jeśli dodać opcje towarzyskie - o dziwo(?) te jednak też są - trzeba będzie filtrować.

No. Starczy mych luźnych stanów świadomości. Jedno zdanie, które miało być podsumowaniem bez zwiąku z treścią, zostawię dla siebie. Zamiast tego wrzucę emotkę, naładowaną do granic tym o czym zdanie to miało być. Chociaż dalej jej brakuje jeszcze jednej nutki w symfonii treści.
:-)

25 maja 2007

W nocy o północy...

No tak... jak przez tydzień nie było o czym pisać to potem trzeba sobie odbić :P O skarpach, wałach, ptaszkach, piwach, sesjach zdjęciowych i innych takich nie będę pisać, za to napiszę co się działo jak wracałem:
Brama... Skręcam... Jakichś dwóch gości... Wyprostuję się, wypnę pierś, będę groźniej wyglądał... Zabawne, ten co się lekko zatacza jest długi prawie jak G., a ten drugi ma koszulkę jak Sz...
-Flisu, co ty tu robisz?
-G.? Sz.? ale numer! - zdziwiłem się
-Co ty, z libacji jakiejś wracasz?
-Gdzie idziesz?
-Do domu - odpowiedzałem, nota bene zgodnie z prawdą
-Tędy?! Do domu?!
Rozejrzałem się:
-Eeee... z libacji wracam!
Potem tak na oko ocenłem że SLO, LSO, czy jak tam oni się nazywają, też się nie nudzili. Wystarczylo obejrzeć G. :) Jaki morał? Nawet jak mówią że jesteś najtrzeźwiejszy w towarzystwie nie znaczy to że jesteś trzeźwy. A śmieci i tak musiałem wyrzucić jak już wrócłem do domu.

A parę godzin temu, w poprzednim poście, zapomniałem się pochwalić, że na... gdzie to ja byłem, zaraz sprawdzę... w Kłyżowie z Jelczem się ścigałem :D 4 razy go wyprzedziłem i 4 razy mnie wyprzedził. A potem kierowa zaczitował i nie stanął na pitstopie. Szkoda, bo średnią prędkość to chyba miałem większą, tak samobójczo dawno nie jechałem. A następnym razem jak się zeźlę to chyba do Grześka, do Kopek, na piwo tym rowerem pojadę. I zobaczę tą górkę którą wtedy, hoho temu, zawetowałem :P Ile to wiorst wtedy zaliczyliśmy?

24 maja 2007


Na całe szczęście wiem jak radę dać bez wiary
Znalazłem wielu, którzy drogę pokazali
Przez całe życie na najwyższej pędzą fali
Pochmurne niebo im na głowy się nie zwali



Ranom się poważnie wkurzył. Na tyle, by być w stanie zasadzić Mahdiemu dwa headshoty i rakietę w twarz pod rząd. A biorąc pod uwagę różnicę umiejętności i brak jakiegokolwiek treningu od dawien-dawna, nieźle. A potem wkurzyłem się jeszcze bardziej i zamiast, jak pierwotnie mialem w zamiarze, uzupełnić schowek w szufladzie, który byłem opróżniłem wczoraj, ciut spokojniejszy, wziąłem rower, 0.7 (wody) i mapę i pojechałem byle gdzie. To byle gdzie na mapie wyglądało na znacznie dalej i wróciłem po zaledwie półtorej godziny.
Pysznica, Kłyżów, nasyp kolejowy, most przez San (tyż kolejowy), jakaś jebanie długa, zakrzaczona i zarośnięta ostem łąka, przez którą kawałek musiałem zasuwać z rowerem na plecach. Potem wgramoliłem się z powrotem na nasyp, obejrzałem się i mało mnie diabli nie wzięli jak zobaczyłem że taką kupę czasu zajęło mi przejśćie dwustu metrów.
A Ramzes musi głuchy jest. Droga pusta, gardło mało mi nie pękło, a ten jedzie skulony na dwukółce w przeciwną stronę jakby mu się spieszyło :P

19 maja 2007

Syndrom dnia następnego i wiertarka

Łeb napiernicza falami, rano modliłem się o to żeby mama jak najwcześniej wyszła na rynek, żeby nie widziała jak się podłączam pod źródełko. Zgubne skutki picia wódki? Niee, tym razem morze piwa, zagruntowane Red Labelem. Pieszy powrót o drugiej nad ranem z Karnatów (niedaleko). I jak zwykle, obudziłem się punkt ósma. A ten gość z wiertarką za ścianą zaczyna być coraz bardziej irytujący :|

Gryplan na wakacje:
- V. (i nie tylko on) twierdzi że znowu będe robił za MG. Nie no, spoko, tym razem po prostu się przedtem znieczulę. Gorzej będzie scenariusz wymyślić i zmusić graczy do gry :]
- wymienić połowę rzeczy w rowerze i doprowadzić go do stanu w którym można nim jeździć bez obawy że się rozleci od samego pedałowania
- nauczyć się siplusplus
- Kroniki Diuny śmieją się do mnie z półki :) Zabiorę się za nie jak skończę z Ubikiem
- i pewnie inne rzeczy o których teraz nie myślę.

Co za cholerny maniak z wiertarką! Dajcie mi Beryla...!

18 maja 2007

Wakacyje czas zacząć!

Jedzie Heisenberg autem, sporo przekraczając prędkość. Zatrzymuje go policja i pyta:
- Wie pan z jaką prędkością jechał?
- Nie. Ale wiem gdzie jestem.


Ależ ta matura była milusia. Pewien brodaty starzec dużo trudniejsze klasówki robi. A punkty znowu natraciłem bo nie przeczytałem treści zadania :) Tam gdzie pytali o częstotliwość napisałem jaki jest okres :)
Aż dziw bierze,ile ludzi pytało się mnie o to, który schemat układu elekrycznego powinni zaznaczyć. Co oni, nigdy nie słyszeli o prostownku dwupołówkowym 8-|

Dobra, tyle o tych bzdetach. Dziś, najdalej jutro też robię porządek i wywalam te sterty matematyk, fizyk i innych głupot. Wakacje mam (mamy)! No, czeka mnie jeszcze jedna formalność w poniedziałek po piętnastej, ale to już można załatwić choćby w T-shircie ^_^

17 maja 2007

Jak zwykle. Bzdury o niczym.

Hello
I've waited for you
Everlong
Foo Fighters - Everlong

-Co mówi perkusista zanim go wyleją z grupy?
-Hej chłopaki, spróbujcie jednej z moich piosenek!

Dużo już na Vicky widziałem, ale dowcipów to jeszcze mi się nie zdarzyło :)

Leżałem sobie w wyrku, późną już nocą, słuchałem burzy, wziąłem mp3, rąbnąłem braciakowi słuchawki (znowu rozwaliłem moje - mam talent - nawet Philipsy nie wytrzymały długo) i zacząłem słuchać muzyki. Gdy membramy poczęły wywibrowywać mi w uszy "A ja wolę marihuanę" pieprznąłem nimi o ścianę. Czemum zaczął taką wagę przywiązywać do przeszłości, wspomnień? I czemu tak na mnie zaczęły działać?

Jutro fiza :] Życzcie mi... A tam, niczego mi nie życzcie. Poradzę sobie. Ciekawe czy D. alias S. przyjedzie z Kraka? Miło byłoby ją znowu zobaczyć. Ileż to już czasu? Z rok?
Ciekawy dzień jutro będzie, maturka, może spotkam w/w, potem z sąsiadem na miasto, na wieczór z sąsiadem i nie tylko gdzieś w diabły się udamy jakąś buteleczkę rozpracować... Nie jestem chyba taki stary skoro mnie na osiemnastki jeszcze zapraszają :)

W tym momencie na pewien czas musiałem przerwać pisanie. Pokusa wgryzienia się w instrukcję obsługi TTI-880 była zbyt silna.

13 maja 2007

dzień przed...

Keine Zeit zu verlieren,
ich will mich selber spüren
ich mach mir die Welt,
wie sie mir gefällt
Jasmin Wagner - Leb deinen Traum
Nareszcie pojechał na miarę możliwości samochodu. Nie swoich, bo jego stać na zwycięstwa, ale w beemce na więcej trudno liczyć. Chociaż miałem nadzieję na powtórkę Monzy ;) A czemu wtedy tak szybko pojechał? Bo na Monzę ustawia się skrzydła na najmniejsze kąty natarcia :] Na GP Włoch poczekamy do września.

Stało się to czego się bałem od kilku tygodni. Jutro matma. Módlcie się za mnie do wszystkich znanych sobie bogów. Teraz widzę wieviel Zeit habe ich verloren.

12 maja 2007

Beautiful girl
Won't you be my inspiration?
Dolores O'Riordan - Ordinary day

Zmiany? Nie. Progres? Niewielki. Mówię o całokształcie. Choć po paru minutach zastanowienia nie jestem taki pewien czy zmiany to najbardziej pożądana rzecz. Kurczę, ależ ja głupoty chrzanię. Kij, i tak mnie już mało kto czyta ;)

"Łukasz, ale ty się staczasz" - jeden z etapów na załączonym obrazku ;) Podobno studentom niektórych kierunków druga wątroba wyrasta. Ci to już przesadzają, jedna potrafi czynić dość problemów. Muszę uważać, moja wczoraj się do mnie odezwała.

Idę oglądać F1. A potem matma. Kolejny raz to powtarzam: kurde, ależ ja głupi się z tej matmy czuję.

07 maja 2007

Dziś liczby

Love forever love is free
Let’s turn forever you and me
Windmill, windmill for the land
Is everybody in?
Gorillaz - Feel Good Inc.
84-90% - matura z angielskiego
3 - głupio stracone punkty na tym cholernym słuchaniu
17 - tyle minut przed końcem drugiej części wyszedłem
24 - tyle godzin zostało mi na skończenie prezentacji na polski
260zł - nowy ekranik do telefonu (załączam zdjęcie starego)
7 - tyle minut zajęło mi zauważenie że Mahdi mnie zablokował na gg :]
3 - tyle godzin przegadałem na gg jak wróciłem. Zmarnowałem? nie :)

później dopisane:
O, Bąku zrobił listening na stówę. Gdybyśmy połączyli siły, to byłaby odlotowa maturka. Pobilibyśmy się jak nic o jakieś gramatyczne gówienko i mielibyśmy mniej punktów niż jak oddzielnie pisaliśmy :)

06 maja 2007

papa, telefoniku

Było balisecistów wielu,
ale żaden nie śmiał zagrać przy Gurneyu

Telefonik mój kochany
caluteńki odrapany
jebać mi się poszedł dzisiaj :(
Proszę państwa, proszę bez jaj,
na czym esy będę pisał?
Rozlał mu się ciekły kryształ,
co ekranu był podstawą.
Działająca dolna prawa
jego ćwiartka się nie nada
do niczego. To przesada!
Starą cegłę dał mi tata,
czekać muszę końca lata!

04 maja 2007

hura, hura, dzisiaj matura...

sprowadzeni do kodu kreskowego...
Zaniemogły ze strachu
zagoniły się w szaleństwie
myśli złożone
marzenia bezsenne
Coma, "Ostrość na nieskończoność"

MATURA 2007
albo
Najmniej przygotowani najmniej sie stresują

o 8.oo w szkole. Pierwszych znajomych spotkałem jescze w drodze.
8.1o "magiczna fasolka" - eukaliptusowa.
8.2o wchodzimy.
9.oo prawkiem rozcinam banderolki. Co i gdzie tu się, kurde, nakleja?
9.ileśtam sprawdzam tematy rozprawki. Granica, Przedwiośnie. Oż fuck. Żegota? Żegota, Żegota... Co to za fragment? "Dziady". Jestem uratowany.
9.45 starczy dobrego, bierzemy się za rozprawkę.
11.o5 kropka. Koniec? Tak szybko? Trzy strony, coś jakby mało się napisałem.
11.25 pani która odbierała moją pracę jakby dziwnie popatrzyła się na trójkąt Sierpińskiego narysowany w brudnopisie :)

Czy naprawdę sądzicie że przejrzenie połowy zeszytów wieczorem w przeddzień matury jest objawem głupoty? Czy kalkulacji kogoś komu nie zależy? :)

Ostra jazda bez trzymanki zacznie się dopiero w przyszły poniedziałek. Na matmie =]

01 maja 2007

Porządki

Mówiłem że muzyka to moje drugie życie? No to powtórzę.

Porządki na mojej empetrójce robię; odkąd karta dźwiękowa odmówiła współpracy to głównie z niej puszczam muzykę na głośniki. Przynajmniej szumy mniejsze :P

Wywaliłem z 700 mega muzyki, wrzucułem z 700 mega. Bilans musi się zgadzać ;) Poleciało w diabły dużo kawałków Delight, hs, większość Offspringa, poleciał Closterkeller, z połowa Molda, wszystka jedna [ :) ] kompozycja Artrosis i innych. Przeglądam kolekcję, wybieram co wrzucić; nazwy, tytuły... Acid Drinkers, Ankh, Dream Theater, Hunter, Tool, In Flames, Riverside, Moonlight, Mech, Proletaryat, Liv Kristine, Lacuna Coil; Heaven's A Lie, T.E.L.I., Down With The Sickness, Come As You Are, Handmade God, Kashmir, Everlong, Acidofilia. Na Theatre of Tragedy, The Gathering, Ruoskę i jeszcze kilka innych miejsca brakło. Nie każdy zna tyle kapel co ja*. Niektóre ich piosenki są jak starzy znajomi, całe fragmenty mogę odtworzać z pamięci, wiem czego się mogę spodziewać. A kasy na porządne słuchawki brakuje :(

* Czystej wody autopanegiryzm.

27 kwietnia 2007

elit3a 4ever

Na pamiątkę po klasie, w której znaleźć można było wszystko. Zgrai gejów, szaleńców, alkoholików, masochistów i, last but not least, mózgów. Chyba tylko tutaj można było śmiać się z czasownika "blanszować", zastanawiać się jak odmienia się w czasie przeszłym po angielsku "inkrustować", mieć uciechę na widok rejestracji z powiatu chodzieskiego czy dyskutować o sposobach przyrządzania Smerfów (stanęło na tym, że najpierw się je blanszuje a potem dusi na wolnym ogniu).

Teraz zdaję sobie dopiero sprawę, że wiele rzeczy z tą klasą mogłem ułożyć inaczej. Zakumplować z innymi ludźmi, inaczej podejść do wielu rzeczy. Cóż, było, minęło, z wieloma z nich już się nie zobaczę, z częścią będę sam dążył do dalszego kontaktu.

Jakby nie było, 12 lat w szkolnej ławie skutkuje papierem potwierdzającym uzyskanie średniego wykształcenia. Teraz maturka ("hura, hura, za rok matura..." :D) i będziemy, kurczę, studiować. Jak dobrze pójdzie i nic mi się nie odmieni to za parę lat będziecie gadać z inżynierem mechatronikiem. Ale po drodze czekają jeszcze wakacje - albo najlepsze w moim życiu, albo będę miał przesrane na całej linii. Wolę to pierwsze, ale do drugiego już nieraz zdarzyło mi się mieć okazję przyzwyczajać, unfortunately.
Dzisiaj, grzebiąc głęboko w googlach znalazłem taką myśl: "Życie kocha wszystkich. Ale niektórych w pupę." Prawda jak w pysk strzelił, jak ja bym tego skurczylamę dorwał, to ja bym go dopiero pokochał. Za te wszystkie rozczarowania wychędożyłbym bez łoju. I wała mnie obchodzi że znam takich co mają gorzej. Bo ja chcę żeby było lepiej.

Tym optymistycznym akcentem, ciut w wojowniczym nastroju kończę pościć, z obietnicą (nie)rychłego powrotu. Chyba że coś się zmieni w moim życiu, czego sobie życzę. I po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że niewiele rusza mnie, w którą stronę się odmieni, bo ta stagnacja jest męcząca i coraz bardziej irytująca. Jeśli na lepsze, to mnie może wreszcie szczęście kopnie, czymkolwiek by ono nie było, a jak nie - do wszystkiego można się przyzwyczaić. Co swoim autorytetem potwierdzam.
Kurde, powtarzam się.

24 kwietnia 2007

Śliwka w czekoladzie


Dwie duuże śliwki w czekoladzie. Wolę nie wiedzieć ile to kalorii. Pycha :) Elektro-rock w wykonaniu Delight w głośniki (ech, zepsuli się na nowej płycie, wracam do hitu ferii, Skangurka :D) i humor leci w górę, czuję ze brakuje mi tylko jednego do szczęścia. Jednej.

A w połowie czerwca będą truskawki. (wszyscy zaproszeni na działkę) Pyszne, słodziutkie, ze śmietaną, z cukrem, zmiksowane, "wzmocnione", w dżemiku, w pierogach - mogę je jeść kilogramami. Rozmarzyłem się :P A Wy jak je przyrządzacie?

Jakiż interesujący paradoks zauważyłem.
Matmę zdaję 14 maja. Krótko? Jak diabli.
GP Hiszpanii na Circuit de Catalunya - 13 maja. Długo? Jak diabli.
Ale podobno beemki mają być wyszykowane tak że maklareny i koniki z Maranello nie wyskoczą. I dobrze :)

23 kwietnia 2007

kiloelektronowolt

Straszny mętlik mam w głowie, nie wiem co robić.
Świat zacieśnia się wokół mnie.
Zazdrość udało mi się sprowadzić do statystyki i wykresu w Excelu.
Ćwiartka życie uprzyjemnia (na chwilę), ale nie upraszcza. Na dodatek kosztuje.
Najwspanialsze rzeczy nie mają ceny.
Upraszcza, ale też na chwilę. A potem jest jak było, albo i trudniej.
Podobno nikt się na mnie nie obraził. Ale czemu jest tak inaczej, tak cicho?
A może znowu mi się tylko wydaje?

Cholera, ale się wszystko komplikuje. A może znowu mi się tylko wydaje...?



Nie wiem. Wiem co by mi się wydawało jakbym się napił. Ale to nie wyjście. A może wtedy miałem rację?

A jeśli solipsyści mieli rację? Cóż tedy istnieje? Tylko ja i wytwory mojego umysłu. Nie istnieje Riverside, które właśnie niegra, nie istniejesz Ty, nie istnieje klawiatura. Skoro nie istnieje klawiatura, po czym tedy tańczą moje palce? Zaraz, ich też nie ma, jest tylko umysł i jego wrażenia. Czy raczej majaki.

Nie, nie oszalałem. Ani nie mam takiego zamiaru.

Ktoś ma trafny opis na gg. Nie do mnie, ale jak trafny!

Kilka miesięcy, i kilka obrotów o 180°. A wrzesień był taki piękny. A kwiecień zapowiadał się tak pięknie. Jeszcze trwa, ale czy to coś zmienia? Czy zmienić mogę?
M., miałaś rację, ta zieleń jest cudowna.

Nie, nie załapałem doła, chandry, czy czegoś takiego. Obecnie mogę być tylko w dwóch stanach: -∞ lub +∞. Tylko nie mogę się zdecydować, w którym jestem.

Ale nie jest, k***a, źle. Wiem, już nie będę przeklinać. Jak się nauczyłem, to i się oduczyć mogę.

A słowo w temacie jest bez związku. Po prostu mi się podoba.

20 kwietnia 2007

Tą notkę zacząłem pisać wczoraj, kontynuuję dzisiaj i mam nadzieję, że nie będę kończył jutro, więc orgia która się w niej odbywa to sprawa dni kilku, a w efekcie kilku bodźców i stanów. Ale żaden z nich nie był stanem po spożyciu :)

Popełniłem jeden z większych aktów masochizmu w życiu i włączyłem sobie Wiedźmina, film. Nie bez przyczyny AS chciał wyemigrować z kraju gdy go zobaczył. Pierwszy paszkwil pojawił się już w piątej minucie, włączając w to napisy na początku! Do piętnastej doliczyłem się coś z pięciu kolejnych. Największy sukces polskiej kinematografii, taka mać. A scenarzysta też nie lepszy od reżysera. Ale jak to mówią, znajdzie się kłonica na dupę Szczerbica. Niejedna. Ostatecznie dotrzymałem do około 40. minuty, nader często przewijając.

No i będziemy mieć Euro 2012. Trochę szkoda, że znika największy stragan Europy, na dodatek w środku naszej stolicy. Dwanaście miliardów obrotu rocznie, wyobrażacie sobie!

Ja chcę już koniec roku! Chciałbym żeby już było po wielkiej MAT, żeby już był spokój, żebym mógł położyć się na łące i patrzeć w słońce. Jejku jej, jak ja tego potrzebuję...

Szkoda, że nie mogę tu przelać bezpośrednio tego co mi tkwi za żebrami. A słów boję się użyć, żeby nie powiedzieć za dużo i w zły sposób.

Powiedzcie, czy ja jestem normalny? Tyle już napisałem i właściwie nie napisałem mądrego akapitu. A mało który dłuższy niż trzy zdania.

       Every day sends future to past
       Every breath leaves one less to my last
                                   Dream Theater - Pull Me Under
Kiedyś już tutaj cytowałem tutaj te słowa, ale ileż inną wymowę one wtedy miały!

Znacie Closterkellera? Nie? To dobrze; nie posłuchacie jak powiem Wam żeby odsłuchać "Lunar". To o mnie. Tylko ja tak nie umiem, nikt mnie nie nauczył się, boję się... Powiedziałem już za dużo. Kiedyś życie było prostsze. Wtedy gdy z całym przekonaniem twierdziłem że blogi ogłupiają i są jednym z największych "zeł" internetu. I nadal tak twierdzę. Ale pisuję.

Po kilkunastu minutach klikam "edytuj" i dopisuję co następuje.
       ...jeden wspólny, wielki raj
       który da nam skrzydła i pozwoli dotknąć gwiazd
       To dla takich chwil całe życie wędrówką
                     to z Huntera - Między niebem a piekłem
To a'propos poprzedniego postu.

16 kwietnia 2007

Tytułu nie dałem rady wymyśleć

/me siedzi z głupawym uśmiechem na twarzy. Słucha ballad Comy z "Zaprzepaszczonych... ". Przegląda zdjęcia - niedawne, a już jakby ciut stare. I przypomina sobie chwile szczęścia. Te, które składają się z zamazujących się pomału zapachów, dźwięków, dotknięć, do których wraca się we wspomnieniach, i zawsze wywołują ten sam skutek - lekki żal za tym co odeszło, chęć powtórzenia tego co piękne i chwilowe.

Tak jakoś lekko mi i przyjemnie, mimo zmęczenia chce mi się uśmiechać i chciałbym żeby wszyscy wokół byli uśmiechnięci. Wiosna? Chyba nie tylko.

11 kwietnia 2007

Faust & marzenia

Spośród wszystkich romantycznych bajdurzeń jedynym, które mi się spodobało, był Faust. Lubiłem gościa za świadomość własnej siły, niezłomne i po trupach dążenie do celu, duszę odkrywcy i pragnienie czegoś więcej. A przede wszystkim wiarę w rozum. Chciałem być co najmniej w części taki jak on, długo i starannie pielęgnowałem w sobie cechy, które kojarzyłem z chłodnym rozumem i siłą. Cynizm, ironię, pragmatyzm (który przez wielu nazywany był relatywizmem moralnym i ostro objeżdżany). Nie poddawałem się uczuciom, głosiłem raczej pochwałę życia z rozwagą i rozmysłem. I dokładnie olewałem to co o mnie myślą. Stwierdzam jednak że w życie me ostatnimi czasy wkradł się pierwiastek irracjonalny, uczucia zaczęły grać jakąś rolę i – co najśmieszniejsze – zaczęło mi zależeć na czymś, co mi nigdy szczęścia nie przyniosło, kojarząc się raczej z bólem i na czym brzydko parę razy się już przejechałem. Ale Werter i tak idiotą był.



Trochę czasu minęło od czasu jak piłem coś innego niż herbata, i ciało zaczyna się upominać o swoje. Zastanawiam się, czy wlanie w siebie pół litra piwa, albo ćwiartki wódki życie upraszcza, czy komplikuje?



A marzenia są po to, by je spełniać. By było do czego dążyć i by był jakiś cel w życiu. Bo jakby ich nie było to by nie było po co rano wstawać. I dlatego warto mieć marzenia. A ja wiem, jak je spełnić. Nie wszystkie, tego się nie nauczyłem i jeśli mi szczęśliwy traf nie pomoże, to chyba mi się nie uda. Ale te, które mogę – spełnię. A Wy?



---Lost Terminal---

09 kwietnia 2007

paradox DIY #1 - jak przestraszyć nauczyciela informatyki i kilku sąsiadów?

Wiem, że czytają mnie osoby nie-ścisłe, które z kompem radzą sobie w stopniu "użytkowym" (GG, Winamp, IE, czasem Word). Tym osobom ten post może zaszkodzić. Reszta niech obejrzy czym się zajmowałem w gimnazjum jak mi się nudziło na lekcjach :D

Potrzebujemy:
  • kompa z porządnym speakerem (głośniczkiem systemowym wewnątrz obudowy)
  • kompilatora PASCALA
  • kilku sekund spokoju na wklepanie kodu

Kompilujemy następujący kod:

program speaker;
uses crt;

var
i : integer;

begin
    for i := 1 to 20000 do
    begin
        sound(i); delay(5); nosound;
    end;
end.


Jak nietrudno się domyśleć, program generuje serię 20000 5-milisekundowych dźwięków o zwiększającej się liniowo częstotliwości, od 1Hz do 20kHz. Delay ustawiłem taki jak pamiętam że dobrze brzmiał, można poeksperymentować z wartością, ale nie ma sensu wchodzić powyżej kilkudziesięciu. Odpalałem go kilka razy w gimnazjum i liceum, i reakcje były zbliżone*.

Jeśli ktoś uważa efekty dźwiękowe za mało interesujące, można wprowadzić drugą zmienną, której wartość zmienia się w jakiś ciekawy sposób, np:
for x := 1 to xxx do
begin
    y := round(x * abs(sin(x)));
    sound(y); delay(5); nosound;
end;

Trzeba tak dobrać wartość xxx, by wyrażenie przypisywane do zmiennej y nie przekroczyło 19000-20000 - speaker nie wyrabia już tych częstotliwości. Funkcja round() musiała się pojawić gdyż niestety wyrażenie wewnątrz niej przybiera wartości niewymierne, a sound() operuje tylko na integerach. Oczywiście powoduje to "spłaszczenie" różnorodności dźwiękowej. Jest problemem otwartym jak tego uniknąć.

* Łukasz/paradox/Flisu, komp ci zaraz wybuchnie!

07 kwietnia 2007

Coś się kończy, coś zaczyna

Kończy się dziewiętnasty rok od czasu jak po raz pierwszy rozdarłem się "jeść!" (wtedy to brzmiało ciut inaczej :D), a zaczyna dwudziesty. Już ostatni "-nasty" rok, za rok nie będę już nastolatkiem, lecz facetem od którego wymaga się pewnych rzeczy. To trochę mnie przeraża.
Wielu rzeczy na ten rok zaplanowanych nie udało mi się zrobić, ale nie nazwę go nieudanym. Zbyt dużo dobrego się działo.

Dzięki za życzenia!

Jak jeszcze ktoś ich nie złożył, a ma taki zamiar to niech życzy mi, oprócz standardów, solowej płyty Sandry Nasic, wysokiej formy u ASa i czegoś z silnikiem min. 1.4. A Tobie, Mahdi, niech dla odmiany przyśni się coś fajnego :D

02 kwietnia 2007

Nie lubię poniedziałków

Co za chory dzień...
1) Poranna dyskusja wewnętrzna między źle pojętym poczuciem obowiązku a głosem rozsądku:
— Wstawaj!
— Wała, w niedzielę? o szóstej? Nie wstaję. Okuffamać, poniedziałek jest :/ Czemu ja taki śpiący? Aha, wiem, <patrz punkt drugi>.
2) Dziś w nocy miałem dwa sny. Pierwszy - byłby całkiem przyjemny. Byłby, gdyby nie kontekst. Tak mnie wkurzył, że drugi sen był właśnie o tym wkurzeniu.
3) Od samego rana czepił się mnie jeden dennie głupi niemiecki tekst. Tak kretyński, że za nic nie mogłem go wyrzucić z głowy. I nawet nie bardzo miałem czym, bo <patrz punkt czwarty>.
4) Rano byłem tak zaspany, że nawet zapomniałem o swoim systemie kontroli tego co mam w kieszeniach i nie wziąłem ani empetrójki, ani słuchawek. Wracając ze szkoły musiałem grać sobie muzykę z pamięci.
5) Rano byłem tak zaspany, że o tym że miałem się ogolić przypomniałem sobie dopiero w szkole. A jak jestem zarośnięty, to mi się humor psuje.
6) Co za inteligent każe mi zdawać ustną o wpół do czwartej po południu? Toż to żart jakowyś...

Idę stare zdjęcia obejrzeć. Tam są fajniejsze motywy. A do herbaty dodam sobie aromatu :>

01 kwietnia 2007

Ależ wspaniały pomnik grafomanii powstał wczoraj gdy zasiadłem do klawiatury. Im dłużej się na niego patrzę, tym większy niesmak mnie ogarnia. Takie mieszanie tematów, myślotok.... szkoda gadać.

Dziś, świadomie i celowo, zniszczyłem pierwszą książkę. Opracowanie Dziadów, cz. III. Wziąłem dwa zakreślacze i zacząłem smarować. I teraz mam wyrzuty sumienia.

Wszyscy i wszystko mi mówi, żebym zebrał się w sobie i uczynił następny krok. Ale nie potrafię, boję się, chyba nie jestem gotowy.

Hmmm... jeżeli nie rozumiecie co mam na myśli pisząc tą lub jakąś inną notkę, to najwyraźniej tak ma być. Piszę tu przede wszystkim dla siebie, a że stosuję ogólnodostępne medium, nieraz piszę szyfrem.

31 marca 2007

Krótko, acz treściwie na temat śmietnika ludzkości

Zebrałem się w sobie, jak to mówią, wziąłem dupę w troki, i zabrałem się za prezentację z polskiego. Jak na wikipedioholika z wysoką punktacją przystało, poszukiwanie informacji zacząłem od Vicky, gdzie od razu nabrałem chętki na włączenie do prezentacji "Pieśni Maldorora" autorstwa Francuza o za długim nazwisku, które był popełnił jakoby wzorując się na Wielkiej Improwizacji, na skutek czego powstała ”książka drastyczna i bluźniercza”*. Ciekawe, o opowiadaniach Lovecrafta też tak mówili, ale bluźnierczości, wbrew najszczerszym chęciom, doszukać się tam nie mogłem. Bluźnierczość to może miała tam być, ale "Cień z Providence" nie mógł przebić się z nią nawet przez wychowanie, i w końcu została tylko jako intencja autora.
Szukam więc owych "Pieśni" w czeluściach internetu, spodziewając się je znaleźć – w końcu autorowi zmarło się 130 lat temu, zatem wg polskiego prawodawstwa, prawa autorskie do tekstu dawno wygasły. Przeczesuję google, ale dupa zbita! Nigdzie nie ma tekstu "Pieśni Maldorora". Cóż u diabła, blogów dziesiątki dostaję – BTW google powinno obniżać im PageRank co najmniej o połowę, bo to zazwyczaj bezwartościowe pod względem informacyjnym śmieci – ale tekstu jednolitego 0 (słownie: zero). No żesz kurde, pierwszy poeta którego chciałem z własnej, niczym nieprzymuszonej woli przeczytać, jest dostępny jak kultura wypowiedzi u wkurzonego wikipedysty**. Czyli nie ma szans. Dopiero później przypomniałem sobie że przecież mogą jeszcze obowiązywać prawa autorskie tłumacza tekstu i pomyślałem że najwyraźniej i-net nie jest aż tak nielegalny jak mówią. A zatem to jest jego problem! Nic mądrego w nim znaleźć nie można, bo ©. I co komu z takiego internetu?

Stąd można kopiować ile się chce (jeśli się chce). Jeśli nie zaznaczone inaczej, CC-BY-SA, nie ©. Boże, co się ze mną dzieje, zaczynam znać się na licencjach i prawie autorskim.

Żeby nie było wątpliwości, siadając tu naprawdę miałem zamiar napisać TYLKO I WYŁĄCZNIE o tym czego nie można znaleźć, chociaż powinno, i co można znaleźć, a niepotrzebnie, w Internecie. Miałem także zamiar napisać krótko. Strach pomyśleć, co będzie jak umyślę sobie napisac powieść :)

* to zdanie ma 46 słów, co czyni je najdłuższym jak do te pory tu wklepanym. A miało być krótko ;)
** żeby nie było wątpliwości, od kilku tygodni jestem na "odwiku"

28 marca 2007

Metafizyka a'la Tymbark


Wiem, że ten obrazkowy komentarz do tych kilku słów mych skromnych przemyśleń, które chcę teraz wklepać w i-net w części zainspirowany został przez innego osobnika. No to co, reszta jest moja :)

Czy też macie tak, że czasem, gdy włączacie muzykę (otwieracie losową stronę książki, czy cokolwiek takiego), pierwsze usłyszane, wyrwane z kontekstu gdzieś w połowie piosenki, słowa komentują ostatnie wydarzenia z nowej perspektywy, podpowiadają co robić, wróżą przyszłość? Jak napis pod kapslem Tymbarka?

Wyszedłem na przerwę na zewnątrz żeby siąść na naszym pniaku, wygrzać kości, posłuchać czegoś fajnego. Owinąłem się kablem od słuchawek, włączyłem empetrójkę i usłyszałem
"krok za krokiem niesie cię pozytywna myśl że nie jest źle"
Nie jest, ale skąd to wiedzą "na górze"?

Sny, które miewam z rzadka, dzielę na trzy kategorie: 1) te które można olać, 2) te tak realne i wstrząsające, że staram się o nich jak najprędzej zapomnieć i 3) te tak realne i godne uwagi, że warte zapamiętania.
Te najczęstsze, z kategorii pierwszej, olewam i zazwyczaj już rano ich nie pamiętam, zaś kategoria druga i trzecia składają się ze snów które równie dobrze mogłyby się zdarzyć naprawdę; po prostu człowiek budzi się rano i w jakiś metafizyczny sposób czuje, że to właśnie zdarzyło się gdzieś tam, w alternatywnej teraźniejszości. Takie właśnie miałem uczucie, usłyszawszy tamte słowa. Gdzieś coś się dzieje, bez dwóch zdań.

Post scriptum: kac kontra fizyka: 1:1.

25 marca 2007

Dzień następny

Na zacięty zamek nie ma jak RAID. Psiknąć do środka, odczekać pół godziny i otwiera się jak marzenie. A kiedy tego próbowałem? Nie dalej jak piętnaście godzin temu - czyli po pierwszej w nocy, gdy próbowaliśmy wrócić do domów. Ale to jest złośliwość rzeczy martwych.
Sądziłem że inaczej nam wyjdzie to spotkanie, ale i tak bylo nader miło, zabawa przednia, choć ciut nietypowa :) Teraz walczę z sennością - aż się trochę boję, spałem przecież całe 5 godzin, po Staszicu to powinna być normalka. Może pewien wpływ na to ma lekkie zatrucie aldehydem octowym?

24 marca 2007

... świat wypiękniał

Zły humor już przeszedł, i to dzięki gadce z gośćmi, którzy nawet o nim nie wiedzieli - ale rzucili w mnie tekstem, po którym nie można było takiego focha odstawiać. Kurczę, głupio mi tylko że takiej chandry dostałem z takiej bzdury. I dzięki Wam za wsparcie, na drugi raz będę wiedział do kogo się udać ;) Choć mam nadzieję, że drugiego razu nie będzie, bo czemu?

A dziś jedna nie-tak-dobra i dwie dobre wiadomości. Pierwsza - obiecałem, że będę jechał ostrożnie. Druga - mam czym jechać :-). Trzecia - po wódkę :D. Tak, dziś bawimy, i grzejemy w towarzystwie i - niech skonam jeśli źle mówię - mam zamiar naprawdę się bawić. Studniówka zostawiła po sobie lekki niedosyt, i to bynajmniej nie dlatego że nie zagrzałem gardła :) To teraz tylko dowód rejestracyjny w kieszeń, nabyć co trzeba, wyładować i z buta na fiestę.

22 marca 2007

Za dużo wymagam od życia, za dużo chciałbym na raz. Jestem niepoprawnym optymistą i to się cholernie mści, gdy oczekuję czegoś, o czym każdy racjonalnie myślący powiedziałby, że to niemożliwe. Gonię za czymś nierzeczywistym, choć już od dawna powienienem wiedzieć że there's no point in it. Przepraszam Was wszystkich.
Może można cofnąć czas, tak z rok, i przeżyć go jeszcze raz - tak jak kiedyś, jako zamknięty w sobie nerd, którego przyjaciele to Winamp, Firefox i Red Alert. Wtedy przynajmniej nie było tak dołujących rzeczy.

21 marca 2007

Pół godziny później...

Czasem chciałbym wziąć samochód, pobić życiówkę prędkości i rozpieprzyć się na jakimś drzewie. Czasem chciałbym wziąć karabin (karabinek, kurwa, ja sobie na dziecinną terminologię pozwolić nie mogę) i powybijać wszystkich, a dla pewności poprawić granatem. Czasem chciałbym uchlać się gdzieś na boku aż do zgona, choć wiem że to nie byłoby łatwe. Czasem czuję się jak ten gość z "Dnia Świra".

Idę zrobić herbaty. Nie bawię się w półśrodki, od razu cały dzbanek, choć wiem że i tak mi nie pomoże. Cholera, nawet nie będzie mi smakować, spieniła się.

Łeb mi pęka od nadmiaru myśli. Jakbym chciał to wszystko napisać zajęłoby mi to ze dwie godziny, jak nie więcej, nikt normalny by tego nie przeczytał, a w komentarzach pojawiałyby się uśmieszki przy wyrwanych z kontekstu kwaśno-śmiesznych zdaniach. Przed chwilą tutaj pojawiła się pierwsza „kurwa”, nie jest dobrze, szlag.

PS. nienawidzę fizyki!

Noname

Okres zmian sinusoidy mojego samopoczucia jakby uległ skróceniu. W ciągu półtora tygodnia przeszedłem od całkowitego zniechęcenia, poprzez entuzjastycznie wręcz dobry humor, z powrotem w fizyczno-mentalną apatię. Przecież to nie jest normalne żeby tak wariować :/ Wcale nie czuję się dziś "ze słońcem na twarzy". Mam wrażenie, że to jak się czuję stanowi wypadkową poczucia znajomych – tyle że z przeciwnym znakiem. Ostatecznie czy jest dobrze, czy źle, i tak jest do dupy. Jak jest źle, to nie mogę się do nich dostosować, a jak jest nad podziw dobrze, to na pewno ktoś będzie potrzebował pocieszenia, a ja tego za cholerę nie umiem zrobić.

O, T. się na gg odezwał – ten to ma dobrze, spokój, cisza, w autobusie odpocznie, nie przypominam sobie żebym go nawet wkurzonego widział. Z tego miejsca pozdrawiam (czy jest emotka przedstawiająca zmęczony, gorzki uśmiech?).

18 marca 2007

Skrzynia biegów, wiatr, jutro pewnie kalkulator mi się spali :-)

Heh, widzowie domagają się nowości, ale biuro projektowe nie ma jeszcze nic, co dział produkcji mógłby zrealizować, a pion marketingu rozreklamować. W końcu nigdzie nie obiecywałem, że będę regularnie pisywać.

Ale naś klięt, naś pan, jak mawiają Chińczycy. Napiszę co nowego stało się od czasu ostatniej notki.

Po pierwsze, widzę że monitor wymaga czyszczenia, bo przestaję odróżniać przecinki od plamek na matrycy.

Po drugie, właśnie mi się herbata w kubku skończyła (Do blaszanego kubka STATOIL wsypać 2 łyżeczki cukru, wrzucić torebkę Liptona, nastawić wodę w czajniku. Gdy się zagotuje, wstać od kompa, poparzyć się gorącą parą z gwizdka, wyłączyć gaz, przez wilgotną ścierkę wyciągnąć gwizdek, wlać wody do kubka tak, by powstał menisk wypukły. Energicznie zamieszać. Klnąc, poszukać czegoś, czym można by wytrzeć stół. Ostrożnie zamieszać herbatę, gdy nie będzie widać dna kubka wyciągnąć torebkę i wywalić do kosza. Drugiej takiej herbaty już z niej nie będzie). Trzeba zaraz będzie nastawić wodę na kolejną. A może teraz kawkę sobie machnę? Eee, nie, tamta orzechowa sypana mi się skończyła. Lipa. Może to i lepiej, bo znowu bym przedawkował (tak, to jest możliwe!).

Po trzecie, niech pogoda będzie taka, jak być powinna, bo ani nie mogę gnatów wygrzać, ani nie mogę zrobić zdjęć do Vicky, o które mnie prosili. W ogóle tak smętno jest jak są chmury. AAAARGH, na ICM-ie twierdzą, że jutro w nocy śnieg będzie. A jak coś mówią tak stanowczo, to trzeba im wierzyć.

Po czwarte, niech ktoś zrobi porządną skrzynię biegów do BMW F1.07. Ci, którzy bywają na gadu-gadu (albo, jak chcą niektórzy, padu-padu), wiedzą już, że jej jakość mnie wkurzyła. Po to wstaję przed czwartą żeby oglądać jak realizator nawet nie zauważył, że w czołówce wyścigu szlag trafił piąty bieg? Poczekamy na Malezję, przynajmniej o ludzkiej porze będzie.

Po piąte, już wiem, którą piosenkę chciałem zacytować w notce sprzed tygodnia. „Odpocznijmy” happysadu. Ale już mi przeszło, więc nie zacytuję. Zamiast tego Farbeni:
        Cieszmy się chociaż chwilę
        Wiara w siebie daje siłę ...
Hej, kto w przyszłym tygodniu idzie na Punky Reggae Live? Piątek trzydziestego o dwudziestej, chętni (chętne ;-) ) wiedzą, jak się do mnie zgłaszać.

Po szóste, fizyka jest piękna. Tylko po co, (tu było pewne słowo, ale postanowiłem je zastąpić frazą: „na wszystkich pogańskich bogów”), są klasówki? Czy Czcigodny Starzec z Brodą nie wierzy nam na słowo, że my to umiemy, rozumiemy i kochamy?

Po kolejne, miło wiedzieć, że mam przyjaciół, ostatnio o tym mi przypomniano. To faktycznie podnosi na duchu.

Aha, coś jeszcze mi się przypomniało. To, co chciałem zrobić lutownicą, a czego miały mi zazdrościć klasy informatyczne, nie wyszło. Nie sądziłem że żyłki wewnątrz kabla UTP są sztywne jak koci ogon i za cholerę nie chce z nich wyjść porządny naszyjnik. Będę się musiał zadowolić koszulką LokenWooD.

Czytam jeszcze raz tę notkę i uwierzyć nie mogę, że można mieć takie jazdy przy zaparzaniu kubka herbaty. Przypomnijcie mi, to kiedyś napiszę, jak zrobić coś mocniejszego. Dwa kubki => kac murowany. Bez etanolu :>

14 marca 2007

Paradox w internecie

Mały experyment. Wpiszmy moją ksywę - "paradox" w googla.

Na początek: 27.000.000 hitów. Nieźle.

Pierwsza strona to "Klub Muzyczny Paradox" na stronie e-krakow.pl, czyli po polsku. Not bad.
"Paradox nastawiony jest przede wszystkim na zabawe taneczna i zapewne kazdy tu potanczy "przy swoim" kawalku do bialego rana."
Czyli coś w deseń naszej Planety. Mogło być gorzej ;)

Drugie miejsce ma znany produent gier, Paradox Entertainment. Znane tytuły? Seria Europa Universalis, żeby daleko nie szukać.

Trzeie miejsce ma Paradox Security Systems Ltd. Produkują alarmy, wykrywacze ruchu etc. Działają od 1989 roku. Jestem starszy :P O, widzę że szukają programistów i elektroników. Dobrym żartem byłoby, gdybym tam pracował.

4. miejsce na goglach ma Wikipedia i "system obsługi relacyjnych baz danych opracowany pierwotnie przez firmę Ansa-Software" - czyli Paradox właśnie. Nuda.

Na piątym miejscu - klub muzyczny "Paradox" na sopockim monciaku. Grają od rytmów raggowo dancehallowych przez muzykę klubową, do drum&bass'u.. Ceny przyzwoite, niezły klimat. Podobno.

Przeglądam dalej listę wyników - lol, 28. pozycja, znowu polska Wikipedia, tym razem poza główną przestrzenią nazw. Wikipedysta:Paradox, a jakże ;)
Jest także polski zespół o tej nazwie, ale to inny niż ten który znam. Nie spodziewałem się że to jest tak popularna nazwa dla kapeli. O, jest kolejna, Irish Alternatve Rockers PARADOX. Full serwis, tylko przebierać.

Dobra, zapuśćmy szukanie tylko na polskich stronach. Od razu mniej, 604.000 trafień. Trzy pierwsze - już opisane: dwie knajpy i bazy danych. Poza tym: kino, systemy alarmowe, gry, o znowu Wikipedysta:Paradox (11. pozycja), tajemniczy paradoks Pythona. Pierwsze słyszę, więc wgryzam się w tekst.
Autor forsuje ciekawą tezę, jakoby programiści którzy znają Pythona są mądzejsi od tych, którzy piszą w Javie. Ciekawe, więc przytoczę linka: klik.

O, to jest mięsny kawałek: "Zatrudnimy szpachlarza / malarza (od zaraz) - "PARADOX" wykanczanie wnetrz". Na mnie niech nie liczą ;)

Dalej: łódzki pub, profil jakiegoś gostka na forum szachowym (to nie ja!), Onet - recenzja filmu Paradox Lake (?! kto przetłumaczy tytuł?), jakaś gazetka szkolna, grupa crackerska, która złamała jakieś zabezpieczenia Visty i profil administratora forum stalowowolskiego liceum.

Nie ma co, w doborowym towarzystwie się znajduję ;)

13 marca 2007

Wiosna!

Mało czasu mam, więc się streszczam.

Tak jest, wiona nadeszła! po czym poznaję? Chce mi się (jeszcze czy już?) żyć, nie muszę ubierać tej przeklętej kurtki, wsiadając do samochodu otwieram dach i śpiewam razem z Kazikiem "Kocham Cię, a miłością swoją mógłbym wypełnić cały świat".

Cholera, życie jest piękne, z miłością czy bez. Mam huśtawkę nastrojów, ale co tam ;) cieszę się życiem, myśląc o maturze, czy nie (głównie to nie, strasznie mi się nie chce)

10 marca 2007

Kto mnie przytuli? ;(

Częstochowa, pielgrzymka maturzystów. Łaziliśmy wszędzie we czwórkę, od strony towarzyskiej było super, właśnie pompuję zdjęcia w internet, ale... wracając czułem, że to jeszcze nie do końca to. Może coś dziwnego czepiło się mojej psychiki i tak tam siedzi?

Ze słuchawkami w uszach po prostu myślałem, potem zacząłem marzyć. I do listy marzeń dopisałem półterenowego pick-upa Toyoty z obrotnicą pod kaem z tyłu. Pozostałe pozycje na liście są bardziej osobiste. Tu się nie będę nimi dzielić.

Hmmm... w autobusie myślałem co tu można napisać, miałem dużo tematów, ale, kurczę, nic sobie przypomnieć nie mogę. Jednym z nich był cytat z happysadu, tylko że za cholerę nie mogę go znaleźć ;)

Gdy wróciłem, było mi smutno, ale jakoś mi się poprawiło. No cóż, bywa.

Przy okazji wymyśliłem coś oryginalnego, matinf będzie zazdrościć :-) Trzeba mi będzie zajrzeć do jubilera, sklepu komputerowego i przeprosić się z lutownicą. W poniedziałek będę miał na to dużo czasu. Mam nadzieję, że mi to wyjdzie ;)