15 listopada 2007

Rzadko miewam sny. Dziś miałem piękny sen. Były w nim prawie wszystkie osoby, które przez ostatnie pół roku dla mnie coś znaczyły, przyjaciele. Było ciepłe (ale nie gorące) lato, wielka łąka na skraju lasu, czyste niebo i jakiś murek, na którym siedzieliśmy. Byłem szczęśliwy z tymi ludźmi, ufałem im, a oni ufali mi. Wiedziałem że mogę na nich liczyć. Gdy przyjaciółka ni z tego, ni z owego chciała się do mnie przytulić, jedno spojrzenie w niebieskie oczy powiedziało: "nie ma sprawy, i tak wiem co i do kogo czujesz". Nie było żadnych animozji między nikim w tej grupie, choć było nas trochę, i naprawdę się z tego cieszyłem.

A potem się obudziłem. Wracając do rzeczywistości, żałując że to był tylko sen. Że gwiazd w życiu jest tak niewiele, więc trzeba je uważnie zbierać i o nie dbać.
Collect some stars to shine for you
And start today 'cause there's only a few
A sign of times my friend


A potem się zdziwiłem. Że życie jest aż tak... dukajowskie. Może to rozwinę jak się uszczypnę. Nabiorę pewności że to nie kolejny sen. Chociaż ja to wiem, w snach łzy nie są tak gorące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz