30 listopada 2007

You smell that? Do you smell that? Coffee, son. Nothing else in the world smells like that. I love the smell of coffee in the morning.

Chciałoby się tak rzec. Tylko mój legendarnie wytrzymały żołądek nie wytrzymuje już tego kołowrotu i na widok kolejnej dawki kofeiny wywraca się do góry nogami.

Czwartek: Nauka na materiałówkę i odchamiacza do 4. Kawy ile wypiłem nie policzę.
Piątek: Rano kawa żeby się obudzić i dwie kolejne na uczelni żeby siedzieć prosto na wykładach. Zasnąłem kamiennym snem zaraz po zajęciu miejsca w PKSie.
Poniedziałek: w miarę spokojnie. Znaczy się, poszedłem spać przed pierwszą.
Wtorek: nauka na PEM1 - gdzieś do trzeciej, gdzieś ze 4 kawy.
Środa: rano kawa, wieczorem ZAP przy herbacie i całeczki na sucho. Potem przegiąłem z Rollcage'm (gdzieś do wpół do drugiej).
Czwartek: PEM2, burn + 2 kawy, teraz jest trzecia w nocy. Muszę jeszcze przejrzeć pasowania i tolerancje geometryczne.
Piątek: ?

We wtorek grafika. [sarkazm mode ON]Już się cieszę.[sarkazm mode OFF]

Ale najbardziej boję się tego że zaczynam lubić to wszystko. No, może poza matematyką.

20 listopada 2007

Wal człowieku łbem o mur, mów co chcesz, rób co możesz, a i tak nie cofniesz tego co nie powinno być powiedziane. Możesz żałować, możesz czuć się paskudnie, ale to i tak zostanie, jak gęsta mgła zawieszone w powietrzu. I już nie zobaczysz przez tą mgłę tego na czym ci naprawdę zależało, bo tej mgły już się nie rozproszy.

15 listopada 2007

Rzadko miewam sny. Dziś miałem piękny sen. Były w nim prawie wszystkie osoby, które przez ostatnie pół roku dla mnie coś znaczyły, przyjaciele. Było ciepłe (ale nie gorące) lato, wielka łąka na skraju lasu, czyste niebo i jakiś murek, na którym siedzieliśmy. Byłem szczęśliwy z tymi ludźmi, ufałem im, a oni ufali mi. Wiedziałem że mogę na nich liczyć. Gdy przyjaciółka ni z tego, ni z owego chciała się do mnie przytulić, jedno spojrzenie w niebieskie oczy powiedziało: "nie ma sprawy, i tak wiem co i do kogo czujesz". Nie było żadnych animozji między nikim w tej grupie, choć było nas trochę, i naprawdę się z tego cieszyłem.

A potem się obudziłem. Wracając do rzeczywistości, żałując że to był tylko sen. Że gwiazd w życiu jest tak niewiele, więc trzeba je uważnie zbierać i o nie dbać.
Collect some stars to shine for you
And start today 'cause there's only a few
A sign of times my friend


A potem się zdziwiłem. Że życie jest aż tak... dukajowskie. Może to rozwinę jak się uszczypnę. Nabiorę pewności że to nie kolejny sen. Chociaż ja to wiem, w snach łzy nie są tak gorące.

03 listopada 2007

Czytam sobie różne starocie. Koniec sierpnia: "Kiedyś się jeździło po okolicy, próbowało, oceniało... a teraz to nawet nie wiedzieliśmy kiedy nasza ulubiona wytwórnia oranżady wypuściła nowy produkt na rynek". Otóż to. Winiłem cały świat dookoła i jak leci za zryte wakacje, a zapomniałem że to był mój czas i moje możliwości, których nie wykorzystałem. "Trochę aktywności" - ot, prosta rada i taka trafna. Aż szkoda że się nie zastosowałem.

Kij. Było, minęło, bywało niefajnie, mogło być zupełnie pod chujem, ale nie było (thx, stary!), teraz jest git.

Co mam na myśli? Czerwiec do kitu, choć poprzecinany wyjściami z Mateuszem. Lepszy lipiec, sensowny sierpień. Głównie dzięki w/w i Aś.D. Wrzesień - perspektywa końca lata i fart? cud? los? ale dobry czy zły?
Chyba dobry. Wszystko się ułożyło. Samo. I "niczego więcej mi nie trzeba". No, prawie.

-----

Krótka rozmowa. Parę minut na gg z samego rana. I wielki motywacyjny kop na cały dzień - co najmniej. Tylko Ona to potrafi, choć pewnie sama nie wie jak :*