02 października 2007

... i się zaczęło

Inauguracja uczelniana. Nuda. Cytując Szekspira: słowa, słowa...
Inauguracja wydziałowa. Kupa śmiechu i jeszcze większa nuda. Wykład inauguracyjny, z którego mało wyniosłem, jako że tyczył się inżynierii biomedycznej. Potem kolejka po indeks. PRL wymięka normalnie.

Dziś o 8.15 wykład z matematyki. Przez pierwszą godzinę: powtórzę, będę umiał. Druga godzina: co ten gość opowiada? Trzecia godzina: przeprowadzam się na UŚ, będę polonistykę studiował. To jest strawniejsze.
A potem taką zmułę miałem że zapomniałem zajrzeć do księgarni po sąsiedzku żeby kupić skrypty. I dobrze, bo ponoć brakło, i byłem jedynym któremu udało się je zdobyć (w innej księgarni) :]

Cóż poza tym: twarde wyro, niewiarygodny tłok w metrze, strasznie drogie knajpy (a ja uważałem Ósemkę za drogi lokal), zaczerwienione od tel uszy i uporczywe myśli moim Skarbie. Tęsknota straszna rzecz. Nawet nasze codzienne rozmowy nie zastąpią mi Ciebie. Aż boję się odliczać dni do spotkania, bo wiem że wtedy na pewno nie wytrzymam. Pocieszam się wspomnieniem tego spojrzenia... Resztę powiem Ci na ucho :)

4 komentarze:

  1. To kiedy mam po Ciebie wyjechać na dworzec w Katowicach ?:D

    OdpowiedzUsuń
  2. no wiesz Martex... póki co to mam koloski.. ale nie ma sprawy! ;) za niedługo sie zobaczymy for siur! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :D a przyjeźdzajta !! OA Katowice Ligota zaprasza;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze wiele takich spojrzeń będzie.

    OdpowiedzUsuń