26 czerwca 2007

Nikt tego nie czyta, pisać mi się coraz częściej nie chce, pierdolę to. Nie kontynuuję tego chorego czegoś, zwanego blogiem. Bo i po co? Może kiedyś coś napiszę, jak będzie po coś i dla kogoś. Krótko jak nigdy i treściwie jak rzadko. Pa.

22 czerwca 2007

Mógłbym sporo napisać, ale mi się nie chce. Byłem tu i ówdzie, zrobiłem kilkadziesiąt kilometrów, parę razy się nie wyspałem, i teraz straszliwego słownictwa używam nad czołówką do naszego filmu. Wpadł Baranek, wygonił mnie zza Painta i sam zaczął rysować gwiazdkę. On nie jest programistą i nie klnie tak jak mu coś nie wychodzi. No i dobrze, teraz to co mam, efekt dobrze ponad godziny klikania piksel po pikselu ;-), trzeba zanimować w jakiś ładny sposób i mieć nadzieję że szybko się będzie renderować. Tytuł filmu? SF: Sweet Escape. Można obejrzeć trailer.

18 czerwca 2007

United States Grand Prix

Zastanawiam się od czego zacząć, mojego podłego nastroju w dniach ostatnich czy od jajec które ujrzałem na torze w Indianapolis. O podłych moich nastrojach dosyć już pisałem, skupię się więc na GP USA.

Me wnioski?

• BMW:
  1. ma zbyt szybkie samochody by inżynierowie i mechanicy byli w stanie je 100% przygotować
  2. szybkość zawdzięcza znacznemu obcięciu niezawodności. Co prawda w skrzyni biegów, jak się okazało, zawodził element dostarczany przez zewnętrzną firmę, wrażenie że BMW jeździ szybciej niż może narzuca się nieodparcie

• Prawo w USA jest absurdalne. Na tyle, by lekarz bał się że w razie wypadku to on zostanie pociągnięty do odpowiedzialności (przez kogo? poszkodowanych? jakich pozkodownych? Proszę, nie rozśmieszajcie mnie)

• Vettel - wielka niespodzianka. Z jednej strony okazuje się że go przeceniłem dając mu dwa punkty, z drugiej okazał sie być lepszy od lidera teamu ;) Ale com się oklął tom się oklął. Tragiczny start w jego wykonaniu i niezrozumiały błąd już na pierwszym zakręcie (odniosłem wrażenie że lekko zblokował koła, ale czy tak naprawdę było? powtórki tego nie potwierdzają)

• Jeśli chce sę pośmiać z tego co się dzieje na torze rzeba oglądać kierowców Super Aguri (BTW wiecie jak nazywa się właściciel tej stajni? Hę? Suzuki. A team nazywa się tak jak się nazywa żeby nie robić (anty?)reklamy koncernowi samochodowemu ^_^). Jak bober nie wkręci sie w przednie skrzydło, jak mechanicy nie zapomną wyjść z boksu by obsłużyć kierowcę, to Sato zakopie się w żwirze, a w kolejnym wyścigu wystartuje 10 pozycji niżej (bo stewardzi nie zdążyli mu dowalić kary za wyprzedzanie na żółtej fladze xD)

• Spyker robi postępy. (BTW chyba wszyscy wiemy że mają dokładnie te same silniki co Scuderia Ferrari?) Dlaczego?
  1. Obaj kierowcy wzięli do serca opieprz od szefa i dojechali do mety
  2. Sędziowie chyba z przyzwyczajenia pokazali niebieską flagę Sutilowi kiedy walczył o 12. pozycję

• Niebieska flaga na prostej startowej to mistrzostwo świata w wykonaniu sędziego który upuścił flagę wprost na asfalt (!) i wkręciła się jednemu z kierowców Toyoty w aerodynamikę (!!)

• Szkoda:
  1. Rosberga który z ryzykownej taktyki zdołał wyciągnąć 6. pozycję i odpadł z wyścigu, pokazując że można wysiąść z płonącego bolidu w 5 sekund jeśli tylko nie zaplącze się w pasy bezpieczeństwa
  2. Räikkönena, który był moim faworytem do mistrzowskiego tytułu, a któremu udało się jak dotąd wygrać tylko jeden wyścig i absolutnie nic nie wróży poprawy


A mówią że F1 jest nudne.

Simon miał szczęście że udało mi się wrócić do domu akurat na tem fragment wyścigu którego nie obejrzałem, bo był mnie wyciągnął z domu, nie szanując uświęconego przez bogów szybkości weekendu Formuły 1 (ciekaw jestem czy jest jeszcze ktoś kto by mi zwrócił uwagę na zas zaprzeszły, którego MUSIAŁEM użyć w tym zdaniu, by było zrozumiałe. Z tym że słowo "jeszcze" zawierać ma całe dostępne mi spektrum goryczy którą tragizm sytuacji wytworzył).

Poza tym kibicowałem Barcelonie, czym wkurzyłbym kilka osób, gdyby się o tym dowiedziały. Conajmniej 3 osoby, AFAIK.

Już, już miałem wcisnąć PUBLISH, gdy przypomniało mi sie że muszę oddać hołd bratu. Nie wiem czy podpowiedział mu to instynkt czy doświadczenie (bardziej prwdpd że to drugie), ale gdy wróciłem do domu czekało na mnie na stole pół litra zimniutkiej, smakowitej jak rzadko, antykacowej cieczy.
Tak, wiem co parę dni temu mówiłem. Pamiętam esesmana, którym parę dni temu mnie obudziłaś, Żmijko. Ale ja nie jestem jeszcze studentem. A piwo w ilościach terapeutycznych jest wykluczone z tej konkurencji :D

15 czerwca 2007

Karty pod stół, panowie!

Długo szukałem. Nie znalazłem. A potem przypomniałem sobie że właściwie kiedyś coś znalazłem. W "Interversum" Dukaja. Tylko ciut nie o to mi chodziło.

Kiedyś coś już pisałem o życiu jako grze. Kiedyś coś przyrównywałem do pokera. Parę dni temu trzymałem kartę w ręce. Nie wiem czy była to zwykła blotka czy atut. Ale obchodzi mnie to niewiele. Ja już nie gram.
Wykres który kiedyś pieczołowicie rysowałem w Excelu też już zarzuciłem. Powrót do korzeni? Nie mam nic przeciwko, żeby tylko te korzenie nie sięnęły zbyt głęboko.

Ale wszystko wskazuje na to że decyzję podjąłem ze wszech miar słuszną, choćby ze względu na moje zdrowie psychiczne. Co wskazuje? Choćby to że gdybym za każdy dzień z tego miesiąca, w którym widziałem się z więcej niż 1 osobą, dostawał metr kabla to dzisiaj ten słoik urwałby mi głowę przy samej ziemi.

Właśnie, słoik z pochem błyskowym. Obok słoika rura do której Mahdi chce dobudować porządny mechanizm spustowy, w kolejce czeka działo magetyczne i cholera wie co jeszcze. Coś tu się popieprzyło, że częściej widuję wybuchy, lutownicę i schematy elektryczne niż człowieka. A może mam do tego wszystkiego z grutu złe podejście? Chociaż muszę przyznać że udało mi się dokonać jednego: przestraszyć się trzeszczącego od komórki głośnika. Jak zazwyczaj na ten dźwięk mam cichą i irracjonalną nadzieję że "ktoś może coś ode mnie chcieć", to tym razem się nieźle zestrachałem że "ktoś coś może ode mnie chcieć". Ale to było w niedzielę, ona była bardziej powalona niż środa trzynastego...

Rozpisałem się, ale jak piszę raz na tyle to chyba mam prawo ;)A tego i tak nikt nie czyta, więc mogę pisać co chcę i ile chcę.

Tak na koniec chciałbym wyazić swoją nadzieję że najdalej w sobotę przed południem ichszego czasu niejski Sebastian urwie koło. Albo nie, nie można za dużo od życia wymagać, wystarczy że przednie skrzydło pójdzie. Szkoda że numery z bobrem nie powtarzają się częściej :D A punktów zdobędzie nie więcej niż 2. Szczera i nie tak irracjonalna jak dwa akapity wyżej nadzieja przeze mnie przemawia.

09 czerwca 2007

Bądź jak wierzba

Why can't we not be sober?
I just want to start this over.
Why can't we drink forever.
I just want to start things over.
Tool - Sober
Tool. Narzędzie. Wielkie, mocne. Wpadłem na tą kapelę na nowo dzięki shufflowi w muzgrajku.

Co na liście na gg, jakie nowe myśli ludzie wynaleźli? Ależ susza, nikomu nic się nie chce, dwa z sensem, nie do końca dla mnie jasnym. Mi też się nie chce. "Upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem". Cóż Ty chciałaś powiedzieć? Za późno jest by mój mózg działał w trybie "analiza czegoś innego niż Tool". Ciekawe czy zawsze jak analizuje się słowa porządnej muzyki znajduje się odniesienia do samego siebie?


I know the pieces fit cuz I watched them tumble down
No fault, none to blame it doesn't mean I don't desire to
Point the finger, blame the other, watch the temple topple over.
To bring the pieces back together, rediscover communication
The poetry that comes from the squaring off between,
And the circling is worth it.
Finding beauty in the dissonance.
Wiem, że te kawałki do siebie pasują, bo widziałem, jak się staczały
Bez winy, brak winnego nie oznacza, że nie pragnę
Wskazać palcem, obwinić drugiego, patrzeć, jak świątynia się rozpada
By znów zebrać kawałki w całość, odkryć ponownie komunikację
Poezja zawarta we wzajemnych przeciwieństwach.
Okrążanie jest tego warte.
Odnadnajdywania piękna w dysonansie


5 minut drzemnki z głową odchyloną na oparcie krzesła. Jak z astarych dobrych czasów.

Wczoraj o tej porze już byłem z powrotem w domu, bez pewnego wydawałoby się zawrotu w głowie. Co ciekawego widziałem? Teletubisie to propaganda gejowska? Wolne żarty! Przecież to są narkomani, a geje to ewentualnie później.

Hmmm, jutrzejszych kwalifikacji nie obejrzę. Cóż, świadomy wybór. Wybór podporządkowany postanowieniu, które będę starał sie realizować. A może to kolejny ślepy zaułek? Dużo dróg, dużo możliwości, żadna nie jest jasna, żadna nie stanowi oczywistego wyboru.
Z tej okazji garść cytatów na drogę:
Gdyby życzenia były jak ryby, wszyscy stawialiby sieci.

Każda przebyta do końca droga prowadzi dokładnie donikąd. Wdrap się na górę tylko tyle, by sprawdzić, że jest górą. Nie zobaczysz góry z jej szczytu.

Umysł rozkazuje ciału i ono jest posłuszne. Umysł rozkazuje sobie samemu i natrafia na opór.

Szukaj swobody, a staniesz się niewolnikiem swoich pragnień. Szukaj dyscypliny, a znajdziesz wolność.

Wierzba poddaje się wiatrom i wiedzie jej się dobrze, aż pewnego dnia zmienia się w ścianę wierzb odporną na wiatry. To jest przeznaczenie wierzby.

Ciut sporo ich. To nic, macie dużo czasu na strawienie, następna notka nieprędko.

08 czerwca 2007

paradox DIY #2 - jak odpalić mieszaninę pirotechniczną z bezpiecznej odległości?

...oczywiście należy użyć lontu/stopiny albo zapalnika na kablu. Zapalnik ma tą zaletę że działa natychmiast i w dokładnie w pożądanym momencie, a kabla można używać wiele razy, wymieniając jedynie "element roboczy", którego konstrukcja jest niekomplikowana, a koszt dużo niższy od lontu.

Co będzie potrzebne do zapalnika?
  • żaróweczka 2,5V lub 3,3V (z większymi nie próbowałem)
  • kilka centymetrów drutu
  • zapałki
  • coś bardzo łatwopalnego w kształcie cienkiego płatu - np. jedna warstwa chusteczki
  • taśma izolacyjna, od biedy może być zwykła klejąca

Co bedzie potrzebne do odpalenia zapalnika?
  • kilka metrów dwużyłowego kabla
  • płaska bateria

Narzędzia:
  • sprzęt do lutowania
  • młoteczek lub kombinerki
  • mały nożyk
  • przyda się pinceta, czy jak się nazywają te szczypczyki :)

Produkcja zapalnika:
Lutujemy kilka cm drucika do żaróweczki - jeden kawałek do gwintu, drugi do styku na jego czubku. Delikatnie rozbijamy bańkę żaróweczki młotkiem lub ściskamy kombinerkami. Trzeba przy tym uważać, bo szkło potrafi polecieć na 2 metry w bok i ma ostre krawędzie. Ewentualne wystające z żaróweczki ostre fragmenty szkła usuwamy. Dobrze jest delikatnie dogiąć podtrzymujące żarnik druciki tak, by żarnik był niżej. Z boku przygotowujemy sobie coś co fachowcy nazywają ładunkiem pośrednim: nożykiem ściągamy i kruszymy siarkę z łebków zapałek. Wsypujemy ją delikatnie do wnętrza żaróweczki. Uwaga: żarnik MUSI mieć kontakt z siarką! Zabezpieczamy od góry chusteczką cały zapalnik przed wysypywaniem się siarki. Oklejamy zabezpieczającą chusteczkę Z BOKU taśmą, można też przy okazji zatroszczyć się żeby przylutowane wcześniej druciki nie miały możliwości przypadkowego zwarcia. UWAGA! Od góry zapalnik nie może mieć żadnej przeszkody w postaci niepalnych/trudnopalnych materiałów. Zdjęcie gotowego zapalnika w poprzednim poście.

Stosowanie:
Przygotowujemy kabel, ściągając z obu stron kilka centymetrów zewnętrzen osłony i izolacji poszczególnych żył. Do drucików sterczących z zapalnika doczepiamy obie żyły kabla, upewniając się że nie zrobiliśmy zwarcia. Zapalnik wkładamy w odpalaną mieszankę, oddalamy się od miejsca prób, zaberając ze sobą drugi koniec kabla. Upewniamy się że odległość odpowiednia jest do mocy ładunku. Upewniamy się jeszcze raz. Sprawdzamy czy nikt nie ma ochoty podejść za blisko. Zamykamy obwód, przykładając obie żyły drugiego końca kabla do styków baterii. Voila! W dostępie do atmosferycznego tlenu żarnik żarówki natychmiast się przepala. Od żarnika zapala się wrażliwa ne temperaturę zapałczana siarka. Podczas zapłonu daje ona duży płomień o bardzo wysokiej temaperaturze, który jest w stanie podpalić prawie wszystkie amatorskie mieszanki pirotechniczne. Na pewno saletrę azotową z sacharozą w stosunku 1:1 objętościowo, bo na razie tylko na niej był próbowany :)

UWAGA! Odradza się robienie takich rzeczy w domu. W ogóle odradza się robienie takich rzeczy jeśli się nie wie co się robi, a i wtedy robi się to na własną odpowiedzialność. A jeśli ktoś miałby mieć głupie pomysły (jak 2kg prochu na 5 m kablu) to niech od razu zapomni o tym że coś takiego tu przeczytał. :) Ta konstrukcja zapalnika została zainspirowana jakimś artykułem w internecie, pomysł z zapałkami jest mój, choć nie gwarantuję że tylko ja na niego wpadłem.

02 czerwca 2007

pracowity week

zeby go rozerwalo tak w minimalnym stopniu... wiesz...
nie napiszę o kim to :)
Policzmy cóż to robiłem od środy...
Środa: wbili BB, Mahdi i kamera. Zapodali 50 gram azotanu potasu i pozdrowienie. Unfortunately, było ciut zbyt późno żebym bezstresowo zrobił z tym sprzętem co miałem zrobić. A spróbujcie to co nakręciliście wmontować w jakieś "making of" to wam nogi z dupy powyrywam! ;)

Czwartek: olałem wszytko i wszystkich. Dokumentnie. To znaczy chciałem, bo mi nie wyszło :( Najpierw obejrzelim na trzy tury u Baranka najnowszych Włatcuff, potem pojechałem na działkę truskawki obrobić. Chętne na nie są, ale czekają aż się im rok szkolny skończy :) O, i powiniemem sobie dopisać kolejne życie na stronę strat - pod elektrownią naprawdę niewiele brakowało. Ale nie przewijał mi się żaden film, tylko miałem sekundę hiperświadomości jak po dawce melanżu i precyzji z którą mógłbym przejechać po całej długości nieco grubszego sznurka. Sam nie wiem jakim cudem wpasowałem się w tą szczelinę między samochodami. A jedyną myślą która mi wtedy przez głowę przeleciała była: "ale przecież to ja mam pierwszeństwo!" Ufff. A ludzie się dziwią że Al+KMnO4 nie podnosi mi adrenaliny.

Piątek: Koło siódmej obudził mnie jakiś piekielny hałas. Nie, obudził to za dużo powiedziane: wywabił z wyrka. Wstałem, z zamkniętymi oczami rozejrzałem się co się dzieje za oknem i wróciłem spać. Żaluzji nie odsłaniałem :D
Gdt słońce było ciut wyżej nad horyzontem wziąłem się za robotę, szlag mnie trafił przy zapalniku v1.1, ale zmajstrowałem zapalnik v1.2 - zdjęcie obok, sposób produkcji już wkrótce, w DIY#2. Koło 13. krzyknąłem do braciaka "zaraz wracam", wziąłem całą pirotechnikę w plecak i pojechałem błonia wysadzić w powietrze. Znalazłem fajne miejsce i już miałem rozkładać się z kramem, jak zadzwonił taki jeden ;) żeby nie zaczynać bez niego, gdzie jestem, żebym poczekał, żebym go poszukał etc. Chwilę później mieszaliśmy utleniacz z reduktorem w słoiczku, skręcałem przewody (w połowie zdenerwowałem się na oporny drucik (nie mylić z drucikiem oporowym) i dałem Barankowi żeby drugą żyłę dokręcił), porządkowałem burdel żeby w razie ewakuacji szybko się spakować :D. No i nadejszła wiekopomna chwila: Baranek z aparatem w łapie dokumentuje odpalanie, ja przykładam do styków baterii jedną żyłę... drugą... cisza... żadnego dymu... co jest kuffa?! toż to się powinno gotować a to cisza i spokój! komicznie to wygląda na filmie :DD. Potem poszedłem do ładunku, wydobyłem zapalnik z sypkiej mieszanki i skląłem Baranka, bo zwarcie zrobił przykręcając drugą żyłę kabla do zapalnika :) Poprawilem elektrykę, wziąłem baterię... no! wszystko jak przewidziałem. A tu krzyk po prawicy: "czemuś odpalił bez uprzedzenia??!!!". Zebraliśmy manatki i pojechaliśmy odstawić 5 litrów oleju na przystanek. Potem do BB. Wypróbowaliśmy FB, olewając proporcje, sproszkowanie utleniacza i dokładne wymieszanie składników. Rąbnęło zdrowo, bardziej widowiskowo niż głośno, nada się na granata :) Myślałem że wrócę do domu na spóźniony obiad, ale gdzie tam! "Wpadnę do M., muszę pogadać, 3 minuty na osobności i reszta jest cała twoja". Mało się nie przeturlałem przez ramę roweru. Z trzech minutek zrobiło się jakby więcej, potem się wybraliśmy do Niska. O wycieczce na nasyp w kilku turach nawet mi się pisać nie chce :P. Podsumowanie: o 13.00 powiedziałem bratu że zaraz wracam. O 22. przez telefon poinformowałem mamę że już wracam. Nie ma jak precyzyjny gryplan. Ale twardy człowiek ze mnie, nie bez satysfakcji skończyłem jeszcze tej samej nocy "Cyberiadę" Lema.

Sobota: szatańsko wczesna pobudka, położona na nią olewka i samodzielne wstanie z łóżka o kulturalnej porze. Od rana zabrałem się za "Ubik", zajebioza. Po południu skończyłem. Świetny mindfucker. Poza tym, od samego rana zdaje mi się że jutro poniedziałek. :/ Nie ma wała. Jutro odpoczywam. A od poniedziałku znowu rzucam się w wir prac przy super-hiper-produkcji.