I nieważne że świat |
Niektórzy własny humor wyobrażają sobie jako sinusoidę. Innym sinusoida przeszła w tengensoidę. Gratuluję i zazdroszczę. A ja, wlokąc rower z zakleszczonym tylnym kołem (Baranek, to dopiero wyrabia tricepsa!), z zaskoczeniem skontatowałem że w moim wypadku to raczej szereg hiperbol. W zadowalającym tempie zbliżałem się do asymptoty z dodatnią drugą pochodną (bogowie, zmysły mi odebrało? trochę przesadziłem z metaforami), lecz zostalem przerzucony na drugą stronę asymptoty. Plusy sytuacji? Pochodna mojej hiperboli jest zawsze dodatnia. Minusy? Sama hiperbola nie zawsze. Pomijam to że sytuacja to jakiś czarną krechą namazany minus. Ale nie wiń się za to; nic nowego nie zostało powiedziane, nic mnie nie zdziwiło. Poza jednym. "Za często"? Według mnie to mało śmieszny żart. Abstrahuję już od tego że pojęcia nie mam dlaczego przyszło Ci do głowy przypominać mi o wszystkim. Ale, jako rzekłem, nie wiń się. Nietzsche tu też mi się nieraz kłaniał, i pewnie nieraz ukłoni. Wot, parszywe takie szczęście.
Następnym razem muszę opróżnić kieszenie, a za to dociążyć przód roweru. Nie będzie taki podsterowny, a ciut łatwiej będzie łykał szybkie zakręty. Poza tym aerodynamika... Jeszcze jedno spojrzenia pani obserwującej idiotę ostro pedałującego w dół równi pochyłej - bezcenne. Nietzsche.