29 lipca 2010

praktyki tydzień trzeci

Poniedziałek.
Kawa żeby nie zasnąć. A potem druga, żeby się obudzić.
Ciągnąłem druta (dziewięciożyłowego) w najbardziej upierdolonym miejscu galaktyki (pod maszynami odlewniczymi). Kurz, olej, glikol, opiłki metalu i cholera wie co jeszcze. A potem drugiego.

Wieczorem wylądowałem w knajpie. Zadymiona atmosfera, w tle Manson, Korn i Nirvana, w szklaneczce szarlotka, przede mną warcaby, a po drugiej stronie stolika Asia. Heheh :)

Wtorku nie pamiętam... A nie, podłączaliśmy kabel z w/w miejsca do sygnałów i szafy. Nauczyłem się co robić z niesfornymi przewodami pneumatycznych. I drzemałem. A potem przekręciłem się na drugi bok.

Środa - wylutowałem trochę tranzystorków z zasilacza-dawcy i przeszczepiłem je jakiemuś... czemuś. Tym razem pobrudziłem się na lakierni.
Trzeci dzień trwa przerwa remontowa. Przyjechało od groma serwisów różnego sprzętu z różnych stron świata, w tym coś ze trzy ekipy z Reichu. Ciągną kupę kasy za to serwisowanie, a przyjeżdżają jak te gołodupce. Do kolesia od rentgenów przyjechało wsparcie, bo sobie sam nie radził. Koleś od pras przychodzi i płacze że prądu nie ma. No nie ma, bo każda prasa ma zasilanie z innej rozdzielni. Akurat ta z tej samej co rentgeny. Te które właśnie ustawiali (jak dla mnie, to mogli mu ten prąd włączyć, a rentgeniarze najwyżej by sami poświecili). Kolesie od niewiemczego przychodzą i weź im spawarkę załatw. Nie ma! To se znaleźli na warsztacie i rób za tłumacza że pożyczyć na pół godziny chcą. Skaranie boskie z tymi Germanami.

Czwartek.
Spokojny dzień, spokojnie brudzę się ciągnąc kabel od falownika na lakierni, rozwalając wózkiem widłowym drzwi w w/w, gdy dzwonią że piec się pali. Germaniec nieostrożnie obchodził się ze spawarką i coś roztegował. Wyszabrowany skądś wielki kabel 4x35mm na ramię, trochę narzędzi w kieszenie i dawaj na odlewnię. Z połowy hali widać że waga od pieca pokazuje -4 kg. Obchodzimy dookoła - wszędzie proszek gaśniczy, trochę dymu, odwaliliśmy pokrywę od korytka którym szły wszystkie przewody - jeden komentarz - "jaa pierdolę". Przyszedł szef odlewników, już po pierwszym zawale - zobaczył i powiedział dwa słowa. Przyszedł logistyk - dwa słowa i fota. Przyszedł szef UR, opanowany człowiek - nic nie powiedział, tylko zdjął okulary.
W skrócie - ogień zjadł tensometry, przewody hydrauliczne, sterowania i zasilania. A w piecu cztery tony ciekłego metalu, który zastygając rozsadzi go. Misja ratunkowa - kablem który przywlekliśmy zasilić pompę, podłączając się na ostro do stycznika w szafie sterowniczej i wysterowując go ręcznie (śrubokrętem). Fazy uzgodniliśmy odpalając na próbę pompę (oczywiście trzeba było przepiąć). Do wystającej rury od pompy podłączyć przewód hydrauliczny, skręcany z metrowych odcinków, z drugiej strony, równie na ostro, do ocalałego zaworu i dalej, do dwumetrowego siłownika przechylającego piec. Zawór też można wysterować śrubokrętem, więc tym sposobem można było wylać zawartość pieca. Poszło tego aluminium ze trzy kadzie, odwiezione suwnicą nie wiem gdzie.
Odtworzenie wszystkich połączeń to podobno minimum dwa dni pracy. Niemcom życzymy powodzenia. Rano przyjedzie ekipa (kolejna...).

3 komentarze:

  1. A ja myślałem, że my mieliśmy awarię (o której nic mi oficjalnie powiedzieć nie wolno, bo jestem na klauzuli).

    No ale sam im spawarkę załatwiałeś, to jak miało się skończyć, jak nie pożarem stulecia w zakładzie?

    No PdX, ostatni tydzień praktyk będziesz miał albo bardzo pracowity, albo bardzo leniwy (jak Cię nie puszczą do "ważnej" roboty). Jak by nie było, zajefajnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. przynajmniej zrozumiałem co mieli na myśli mówiąc mi że tutaj zanim czegoś dotkniesz trzeba na to napluć.

    OdpowiedzUsuń
  3. PS. pożar stulecia? podobno kiedyś aluminium z sufitu kapało, jak w piecu wylądowało niedoschnięte po myciu koło (z tych brakowych).
    A z pożarowych historii i tak najlepsza jest kumpela, która opowiadała jak na ciągarni dojrzewali do rezygnacji z hartowania w oleju :D No nie, Asiu?

    OdpowiedzUsuń