16 września 2009

Co za buurdel...

Koniec czerwca - "nie mogę dać panu wpisu, jestem na urlopie, do szóstego lipca. Proszę przyjść w lipcu. Tak, we wrześniu też będę."
22 lipca - pocałowałem klamkę
24 lipca - j/w
14 września - j/w. Poszedłem do sekretariatu - "profesor jest. Powinien wkrótce być. Pan zostawi indeks, przyjdzie to wpisze.
14 września, 2h później. "profesor w tym tygodniu jest na urlopie, a w przyszłym na konferencji. Na podstawie protokołów wpisy daje w jego zastępstwie dr" Poszedłem do doktora. "co? Erm... Pan przyjdzie w środę, dam wpis"
16 września "Doktora nie ma. Będzie dzisiaj. Koło jedenastej, dwunastej." Przyszedłem o dwunastej, stanąłem z boku, nie chciałem przeszkadzać w doktorskiej południowej fajeczce. Wrócił do gabinetu. Wchodzę, stoi z tym pustym dzbankiem od kawy. "Co? Nie rozdaję wpisów" Dobra, jeszcze raz tłumaczę z czym przychodzę. "A wpisu czemu pan nie wziął jak profesor był? A żadnego terminu wpisów nie było?" Facet, on zwiał w połowie sesji, nawet kartki z wynikami nie było!! - myślę i staram się być kulturalny. "aha-a... Pan zostawi indeks w sekretariacie z karteczką co za przedmiot i odbierze po szesnastej".

Czuję że będzie ciąg dalszy tego posta...

1 komentarz:

  1. Łojezusicku! Jak mnie dawno nie było. Przepraszam, bije się w pierś po trzykroć.
    Wpis? No co Ty mówisz! :D
    Buahaha :D Ja nie mam jeszcze wpisu z poprzedniego semestru. Znaczy sprzed roku :D

    OdpowiedzUsuń