25 maja 2007

W nocy o północy...

No tak... jak przez tydzień nie było o czym pisać to potem trzeba sobie odbić :P O skarpach, wałach, ptaszkach, piwach, sesjach zdjęciowych i innych takich nie będę pisać, za to napiszę co się działo jak wracałem:
Brama... Skręcam... Jakichś dwóch gości... Wyprostuję się, wypnę pierś, będę groźniej wyglądał... Zabawne, ten co się lekko zatacza jest długi prawie jak G., a ten drugi ma koszulkę jak Sz...
-Flisu, co ty tu robisz?
-G.? Sz.? ale numer! - zdziwiłem się
-Co ty, z libacji jakiejś wracasz?
-Gdzie idziesz?
-Do domu - odpowiedzałem, nota bene zgodnie z prawdą
-Tędy?! Do domu?!
Rozejrzałem się:
-Eeee... z libacji wracam!
Potem tak na oko ocenłem że SLO, LSO, czy jak tam oni się nazywają, też się nie nudzili. Wystarczylo obejrzeć G. :) Jaki morał? Nawet jak mówią że jesteś najtrzeźwiejszy w towarzystwie nie znaczy to że jesteś trzeźwy. A śmieci i tak musiałem wyrzucić jak już wrócłem do domu.

A parę godzin temu, w poprzednim poście, zapomniałem się pochwalić, że na... gdzie to ja byłem, zaraz sprawdzę... w Kłyżowie z Jelczem się ścigałem :D 4 razy go wyprzedziłem i 4 razy mnie wyprzedził. A potem kierowa zaczitował i nie stanął na pitstopie. Szkoda, bo średnią prędkość to chyba miałem większą, tak samobójczo dawno nie jechałem. A następnym razem jak się zeźlę to chyba do Grześka, do Kopek, na piwo tym rowerem pojadę. I zobaczę tą górkę którą wtedy, hoho temu, zawetowałem :P Ile to wiorst wtedy zaliczyliśmy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz